Wtorek, 2 stycznia 2018

Exodus komorników, Rzeczpospolita
Wynajem w innym mieście zamiast dojazdów? Fiskus jest na tak, Rzeczpospolita
Odstępstwa inwestycyjne a planowanie gospodarowania wodami, Rzeczpospolita
Gminny zasób mieszkaniowy, Rzeczpospolita
Władza wywłaszczy tysiące rodzin?, Dziennik Gazeta Prawna
Firmy nie muszą ujawniać, kto im pomoże przy realizacji inwestycji, Dziennik Gazeta Prawna
Samorządowa walka z reklamami, Dziennik Gazeta Prawna

Więcej poniżej.

 

"Prawo co dnia" we wtorkowej "Rzeczpospolitej" odnotowuje: "Exodus komorników". Szykują się dobre czasy dla dłużników, a złe dla wierzycieli. 74 komorników sądowych pożegnało się w 2017 r. z zawodem. To prawie cztery razy więcej niż rok wcześniej. Miniony rok nie był łatwy dla kancelarii komorniczych. Trzy czwarte z nich odnotowało 30- proc. spadek przychodów. Zdaniem ekspertów, jeśli nic się nie zmieni, ekskomorników będzie w Polsce jeszcze więcej. Przyczyny odejść mają wspólny mianownik: pieniądze. W 2017 r. Sąd Najwyższy oraz Trybunał Konstytucyjny wydały orzeczenia bolesne dla komorniczych kieszeni. W wyniku podjęcia przez SN 27 lipca uchwały, komornicy nie mogą podwyższać opłaty egzekucyjnej o VAT. Miesiąc wcześniej TK uznał natomiast za niekonstytucyjny art. 49 ust. 1 ustawy o komornikach sądowych i egzekucji, co uniemożliwiło pobieranie opłat za tzw. wpłaty bezpośrednie (komornicy pobierali 15- proc. opłatę od kwot, jakie wpłacali im dobrowolnie dłużnicy). Spadek przychodów z opłat egzekucyjnych w sierpniu 2017 r. wystąpił już w 75,7 proc. kancelarii komorniczych. Konieczność odliczenia VAT od pobieranych przez komorników opłat egzekucyjnych pomniejszyła przychody kancelarii o blisko 19 proc.- czytamy na 13 stronie głównego wydania.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 02.01.2018.).

 

"Prawo co dnia" zauważa też: "Wynajem w innym mieście zamiast dojazdów? Fiskus jest na tak". Przedsiębiorca, który dojeżdża do klienta, może wynająć kwaterę w innym mieście i zaliczyć czynsz do podatkowych kosztów. W sytuacji gdy nie da się codziennie dojeżdżać 300 kilometrów do siedziby kontrahenta, aby dobrze wykonać usługę, trzeba mieć nocleg na miejscu. Takie są wnioski z interpretacji dyrektora Krajowej Informacji Skarbowej. Wystąpił o nią informatyk, który w październiku założył jednoosobową działalność gospodarczą. Prowadzi księgę przychodów i rozchodów i płaci podatek liniowy. Siedzibę firmy zarejestrował w swoim mieszkaniu. Z miejsca zamieszkania do siedziby klienta ma on do pokonania 300 kilometrów, codzienne dojazdy byłyby więc bardzo czasochłonne, a korzystanie z hotelu drogie. Dlatego na czas trwania rocznej umowy planuje on wynająć mieszkanie w mieście, w którym klient ma siedzibę. Czy może zaliczyć wydatki związane z tym lokalem do kosztów uzyskania przychodów? Fiskus zgodził się na rozliczenie wydatków w kosztach. Podkreślił jednak, że same faktury od właściciela mieszkania nie wystarczą. Konieczne jest posiadanie dowodów świadczących o wykonywaniu usług wymagających pobytu w miejscowości- czytamy na 15 stronie głównego wydania.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 02.01.2018.).

 

Nowością w "Rz" jest dodatek "Dobra administracja". W pierwszym wydaniu zamieszcza obszerny tekst pod hasłem: "Odstępstwa inwestycyjne a planowanie gospodarowania wodami". Jednym z najbardziej interesujących wydarzeń legislacyjnych upływającego roku było przyjecie ustawy z 20 lipca 2017 t. Prawo wodne. Większość jej przepisów weszła w życie 1 stycznia 2018 r. Nowy akt w dużej mierze powtarza i porządkuje rozwiązania już wcześniej obowiązujące. Wprowadza jednak kilka istotnych modyfikacji. Mowa przede wszystkim o powołaniu Państwowego Gospodarstwa Wodnego "Wody Polskie" skupiającego większość kompetencji w zakresie wykonywania ustawy. Daleko idącym modyfikacjom ulega system opłat za usługi wodne. Wprowadzono istotne zmiany proceduralne w zakresie ustanawiania stref ochronnych ujęć wody. Z definicji ścieków wyłączono deszczówkę, nie precyzując jednoznacznie trybu jej rozliczania przez przedsiębiorstwa wodociągowo- kanalizacyjne. Więcej szczegółów- na pierwszej i drugiej stronie dodatku.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 02.01.2018.).

 

"Dobra administracja" informuje też: "Gminny zasób mieszkaniowy". Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy o zmianie ustawy o finansowym wsparciu tworzenia lokali socjalnych, mieszkań chronionych, noclegowni, schronisk dla bezdomnych, ogrzewalni i tymczasowych pomieszczeń, ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego oraz niektórych innych ustaw, przedłożony przez ministra infrastruktury i budownictwa. Projekt nowelizacji ustawy jest elementem Narodowego Programu Mieszkaniowego, przyjętego przez rząd we wrześniu 2016 r. W projekcie doprecyzowano m.in. możliwość ubiegania się o finansowe wsparcie na realizację przedsięwzięcia polegającego na remoncie lub przebudowie budynku mieszkalnego, który ze względu na zły stan techniczny został wyłączony z użytkowania lub zakazano jego użytkowania. Umożliwiono także gminie lub jednoosobowej spółce gminnej kupno udziału w budynku mieszkalnym. Zaproponowano objęcie wsparciem tworzenie tymczasowych pomieszczeń, które przeznacza się na wynajem w przypadku realizacji wyroku o eksmisji z lokalu. Więcej szczegółów- na drugiej stronie dodatku.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 02.01.2018.).

 

"Dziennik Gazeta Prawna" zastanawia się: "Władza wywłaszczy tysiące rodzin?". Jeśli ktoś kupił mieszkanie w bloku stojącym na zreprywatyzowanym niezgodnie z prawem gruncie, zostanie go pozbawiony. Nawet jeżeli o tym nie wiedział, a lokal nabył np. od dewelopera. Przepisy rodzące takie konsekwencje znajdują się w projekcie nowelizacji ustawy o komisji weryfikacyjnej. W założeniu miały być odpowiedzią na zarzuty, że komisja wydaje tylko decyzje, ale nie cofa skutków reprywatyzacji. Obecnie po wydaniu decyzji przez komisję sąd musi jeszcze zmienić treść ksiąg wieczystych. Jeśli zainteresowany ma zostać z nich wykreślony, może to zanegować w sądzie. To gwarancja, że ten, kto kupił mieszkanie, nie mając świadomości, że stoi ono na nielegalnie zreprywatyzowanym gruncie, nie zostanie go pozbawiony. W myśl nowelizacji, po wydaniu decyzji przez komisję weryfikacyjną zmiana treści w księgach wieczystych ma się odbywać na zasadzie automatu. Sąd, będzie zobligowany do wpisania w papierach tego, co wskaże komisja. Skutek? Osoby trzecie zostaną pozbawione jakiejkolwiek ochrony prawnej w zakresie prawa własności, co w rzeczywistości będzie stanowiło ich wywłaszczenie. Z dnia na dzień, rodziny, które kupiły lokale mieszkalne na kredyt od osób trzecich (które z kolei nabyły je od osób, których dotyczyła uchylona decyzja reprywatyzacyjna), zostaną na tej podstawie pozbawione ich własności- alarmuje w swej opinii prezes Prokuratorii Generalnej. Więcej szczegółów- na pierwszej stronie głównego wydania. "DGP" wraca do sprawy w kolejnym tekście: "Komisja wywłaszczeniowa". To, czy ludzie zostaną w kupionych w dobrej wierze mieszkaniach, będzie zależało od komisji Patryka Jakiego. Możliwość obrony ich praw w sądzie ma zostać zlikwidowana. Wyobraźmy sobie duży grunt, który w latach 90. został zreprywatyzowany w niejasnych okolicznościach. Nowy właściciel szybko go sprzedał firmie deweloperskiej. Ta wybudowała na nim okazałe osiedle. Sprzedała ludziom mieszkania. I właśnie ci ostatecznie nabywcy- jeśli komisja weryfikacyjna wyda decyzję uchylającą decyzję zwrotową z lat 90.- zostaną pozbawieni swojej własności. Osoby wywłaszczone wskutek decyzji komisji- zdaniem Prokuratorii Generalnej oraz ekspertów- znajdą się w matni. Temu, czy nowe regulacje wejdą w życie, przyglądają się uważnie przedstawiciele banków. Możliwe jest, że będą one wypowiadały umowy kredytowe klientom mającym mieszkania na zreprywatyzowanych gruntach. Nie ma też mowy, by udzielały nowych kredytów w Warszawie wszędzie tam, gdzie były lub mogą być roszczenia reprywatyzacyjne. Szczegóły- na szóstej stronie głównej wkładki prawnej.

(Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"- 02.01.2018.).

 

"DGP" zamieszcza również tekst: "Firmy nie muszą ujawniać, kto im pomoże przy realizacji inwestycji". Organizator przetargu nie może żądać od przedsiębiorców, by ci już na etapie składania ofert wskazywali podwykonawców, jakich zamierzają zatrudnić- uważa Urząd Zamówień Publicznych. Od ponad roku przepisy o zamówieniach publicznych pozwalają, a w zasadzie nakazują zamawiającym, by ci żądali od firm nie tylko wskazania, jakie części zamówienia zamierzają powierzyć podwykonawcom, ale również podania, jakie konkretnie firmy będą je wykonywać. Niektórzy urzędnicy interpretują ten przepis bardzo rygorystycznie- ich zdaniem już na etapie składania ofert firmy powinny wskazywać wszystkich podwykonawców, którym planują przekazać część prac. Problem w tym, że często jest to po prostu niemożliwe. Zwłaszcza teraz, gdy na rynku robót budowlanych obserwujemy niespotykany od dawna boom i firma, która mogłaby dzisiaj przyjąć zlecenie, jutro już może nie mieć mocy przerobowych. Tymczasem droższe przetargi ciągną się miesiącami. Tak rygorystyczne podejście, w ocenie ekspertów, nie znajduje oparcia w przepisach. Do podobnych wniosków doszedł UZP w przedstawionych niedawno wynikach jednej z kontroli. Płynie z nich jednoznaczny wniosek, że niewskazanie wszystkich podwykonawców w ofercie nie stanowi podstawy do jej odrzucenia. UZP idzie jednak jeszcze dalej, gdyż uważa, że na etapie składania ofert zamawiający w ogóle nie ma prawa żądać podania podwykonawców. Tymczasem jest to standardowy wymóg w zdecydowanej większości specyfikacji przetargowych- czytamy na czwartej stronie głównej wkładki prawnej.

(Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"- 02.01.2018.).

 

"DGP" zwraca także uwagę: "Samorządowa walka z reklamami". Miasta nie radzą sobie z zalewem krzykliwych billboardów, a porządki na lokalnym podwórku idą za wolno. Winne jest nie tylko kulawe prawo. Taką diagnozę stawia Najwyższa Izba Kontroli. I wylicza, że więcej niż połowa reklam, które codziennie mijają mieszkańcy siedmiu skontrolowanych samorządów, wisi bezprawnie lub niezgodnie z lokalnymi przepisami. Co gorsza, w niektórych niechlubnych przypadkach ze świecą szukać reklam umieszczonych w publicznej przestrzeni legalnie. Taka marketingowa samowola daje się we znaki przede wszystkim Zakopanemu, gdzie- jak wynika z ustaleń NIK- 112 reklam umieszczono w pasie drogowym bez zezwolenia lub z jego naruszeniem. Niewiele lepiej było we Wrocławiu i Radomiu. W ocenie NIK, chociaż przestrzeni publicznej nie da się uporządkować z dnia na dzień, to jednak dużo w tej materii zależy od samych włodarzy. A ci, jak się okazuje, niespecjalnie rwą się do porządków. Izba wytyka m.in., że przygotowane przez samorządy plany zagospodarowania przestrzennego są wybiórcze i nie obejmują całych połaci miejskich terenów. Innymi słowy, w obrębie miast jest zbyt wiele miejsc, gdzie szczegółowe przepisy dotyczące chociażby lokowania reklam w ogóle nie obowiązują. Przykładowo w Krakowie, Wrocławiu i Gdańsku stosownymi regulacjami objęto mniej więcej połowę powierzchni miasta. Więcej szczegółów- na dziewiątej stronie głównej wkładki prawnej.

(Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"- 02.01.2017.).

 

Zobacz również