Środa, 6 luty 2019
Będzie tak, jak chcą Wody Polskie, Rzeczpospolita
Mieszkanie rozlicza się inaczej niż garaż, Rzeczpospolita
Łódź płynie wbrew nurtowi, Rzeczpospolita
Gminy dopłacą 30 proc. do termomodernizacji, Dziennik Gazeta Prawna
Rząd przeprasza się z wiatrakami, Dziennik Gazeta Prawna
Gminy powinny mieć więcej swobody w ustalaniu stawek, Dziennik Gazeta Prawna
Raty kredytów ponad 51 tys. osób pójdą w górę, Gazeta Wyborcza
Wolno(ś)ć Tomku w swoim domku?, Kurier Szczeciński
Rynek mieszkaniowy. Nadal w fazie wzrostowej, Kurier Szczeciński
Więcej poniżej.
"Prawo co dnia" w "Rzeczpospolitej" zapowiada: "Będzie tak, jak chcą Wody Polskie". Inwestorzy mają płacić za pozwolenie wodnoprawne już z chwilą jego wydania. Taka jest propozycja rządu. Gminy i inwestorzy protestują przeciw pomysłowi, by Wody Polskie mogły pobierać opłaty za usługi wodne już z chwilą wydania pozwolenia wodnoprawnego, a nie dopiero gdy pobiera się wodę lub odprowadza ścieki. Trwają prace nad projektem nowelizacji prawa wodnego. Na stronie internetowej Rządowego Centrum Legislacji pojawiła się nowa wersja projektu, która nadal zawiera niekorzystne rozwiązania. Projekt zakłada, że opłatę za usługi wodne w formie stałej będzie się wnosiło od dnia, w którym pozwolenie wodnoprawne albo pozwolenie zintegrowane stało się ostateczne, do dnia jego wygaśnięcia, cofnięcia lub utraty mocy bez względu na przyczynę (art. 271 ust. 5a prawa wodnego). Ministerstwo Gospodarki Morskiej uważa, że niekorzystanie z pozwolenia wodnoprawnego (np. z powodu niezakończenia inwestycji), nie ma wpływu na ponoszenie opłaty stałej. Nowe prawo wodne obowiązuje od 1 stycznia 2018 r., a było już dwukrotnie nowelizowane. W pierwszej nowelizacji wyjaśniono wątpliwości dotyczące przepisów przejściowych. Druga zmiana wniosła ułatwienia w prowadzeniu postępowań administracyjnych, w których jest wiele stron postępowania. Wody Polskie w 2018 r. wydały 18 tys. pozwoleń wodnoprawnych w całym kraju. Ważne pozwolenia posiada obecnie 225 tys. podmiotów. Szczegóły- na 15 stronie głównego wydania.
(Źródło: "Rzeczpospolita"- 06.02.2019.).
"Prawo co dnia" zauważa też: "Mieszkanie rozlicza się inaczej niż garaż". Przedsiębiorca nie wykazuje w firmie przychodu ze sprzedaży lokalu mieszkalnego, nawet jeśli był wpisany do ewidencji środków trwałych. Sprzedaż nieruchomości mieszkalnej wykorzystywanej w działalności gospodarczej zostanie rozliczona poza firmą. Jeśli pozbywamy się jej po pięciu latach od nabycie, w ogóle nie zapłacimy podatku. Inaczej rozliczamy garaż, nie jest on bowiem nieruchomością mieszkalną. Tak wynika z interpretacji dyrektora Krajowej Informacji Skarbowej. Wystąpił o nią przedsiębiorca. Kilkanaście lat temu kupił mieszkanie, które przeznaczył na siedzibę firmy. Wpisał je do ewidencji środków trwałych, podobnie jak nabyty razem z lokalem garaż, i amortyzował. Teraz chce przekazać nieruchomość na cele prywatne i sprzedać. Zastanawia się, jak rozliczyć transakcję. Czy w działalności gospodarczej? Wtedy kwota od nabywcy byłaby firmowym przychodem. Czy też poza firmą? Wtedy sprzedaż nieruchomości może być w ogóle nieopodatkowana, jeśli nastąpi po pięciu latach od zakupu. Według dyrektora KIS, kwota uzyskana w tej sytuacji ze sprzedaży lokalu mieszkalnego nie będzie firmowym przychodem. Przedsiębiorca nie zapłaci więc podatku od sprzedaży mieszkania. Inaczej będzie z garażem. Jest on odrębnym środkiem trwałym. Można go osobno sprzedać. Przychód z tego tytułu rozliczymy w działalności gospodarczej. Garaż nie stanowi nieruchomości mieszkalnej. Firmowy przychód powstanie, jeśli z pierwszym dniem miesiąca po wycofaniu garażu z działalności i dniem jego sprzedaży nie upłynęło sześć lat- czytamy na 16 stronie głównego wydania.
(Źródło: "Rzeczpospolita"- 06.02.2019.).
"Rz" odnotowuje również: "Łódź płynie wbrew nurtowi". Podczas gdy na szerokim rynku nastąpił pierwszy od lat spadek sprzedaży mieszkań, Łódź ustanowiła nowy rekord, zachowując gigantyczne tempo wzrostu. W 2018 r. w Łodzi deweloperzy znaleźli nabywców na 4,2 tys. mieszkań, o 27 proc. niż rok wcześniej. To jedyny rynek z "wielkiej szóstki" (pozostałe to Warszawa, Kraków, Wrocław, Trójmiasto i Poznań), gdzie sprzedaż urosła. Według szacunków firmy JLL REAS w zeszłym roku sprzedaż w sześciu głównych aglomeracjach skurczyła się o 11 proc., do 64,8 tys. mieszkań. Skokowe tempo wzrostu łódzkiego rynku obserwowane jest od czterech lat. To właśnie tu prowadzona jest największa w Europie inwestycja publiczna: Nowe Centrum Łodzi, polegające na przebudowie i rewitalizacji 100- hektarowego obszaru w sąsiedztwie zmodernizowanego dworca Łódź Fabryczna. W aglomeracji w budowie jest ponad 100 tys. mkw. powierzchni biurowej i już niebawem zasoby przekroczą 0,5 mln mkw. Do końca roku liczba pokojów hotelowych w Łodzi ma wzrosnąć o ponad 40 proc. wobec poziomu z 2016 r. Dodatkowo w budowie w Polsce Centralnej jest 295 tys. mkw. powierzchni magazynowych. Deweloperzy w Łodzi nie próżnują. Jak szacuje JLL REAS, w ub.r. na rynek wprowadzono rekordową liczbę 4,6 tys. mieszkań i na koniec roku oferta była najwyższa w historii: sięgała 4,5 tys. lokali. W tym roku działalność łódzkich deweloperów powinna utrzymać się na podobnym poziomie. Sprzyja temu tempo wzrostu średnich cen mieszkań, które w ubiegłorocznej łódzkiej ofercie było najniższe w porównaniu z pozostałymi głównymi aglomeracjami- wyniosło 8,1 proc. Szczegóły- na 25 stronie części ekonomicznej głównego wydania.
(Źródło: "Rzeczpospolita"- 06.02.2019.).
"Dziennik Gazeta Prawna" w dodatku "Samorząd i Administracja" odnotowuje: "Gminy dopłacą 30 proc. do termomodernizacji". Zrobią to w ramach programu "Stop Smog". To drugi rządowy projekt, obok programu "Czyste powietrze", którego celem jest wsparcie termomodernizacji budynków jednorodzinnych. Od pierwszego różni się tym, że jest prowadzony bezpośrednio przez jednostki samorządu terytorialnego, a nie wojewódzkie fundusze ochrony środowiska. Przy czym na razie to tylko pilotaż obejmujący garstkę gmin (znajdujących się na liście Światowej Organizacji Zdrowia) i na dodatek o niewielkim budżecie- 180 mln zł do rozdysponowania na lata 2019 i 2020. Co więcej, aby skorzystać z nowej możliwości walki ze smogiem, samorządy muszą nie tylko podpisać porozumienie z ministrem przedsiębiorczości i technologii, lecz także znaleźć pieniądze na minimum 30- proc. wkład własny. I tu może pojawić się problem. Pieniądze z programu mogą być przeznaczone m.in. na docieplanie ścian i stropów, wymianę okien oraz pieców, przyłączenie obiektu do gazociągu czy sieci ciepłowniczej, a także audyty i doradztwo energetyczne. Kto otrzyma taką pomoc? Wyłącznie niezamożne rodziny, zagrożone ubóstwem energetycznym i mieszkające w domach jednorodzinnych. W praktyce beneficjenci mogą spełniać podobne warunki jak osoby, którym przysługuje dodatek mieszkaniowy- czytamy na pierwszej stronie "Samorządu i Administracji". "DGP" wraca do sprawy w kolejnym tekście: "11 lutego rusza <<Stop smog>>, czyli gminy i państwo wspomogą niezamożne rodziny". Wchodząca w życie nowelizacja ustawy termomodernizacyjnej ma ograniczyć nie tylko zanieczyszczenie powietrza, lecz także ubóstwo energetyczne. Ale na razie tylko w 31 najbardziej potrzebujących gminach. I za bardzo małe pieniądze. Szumny start programu "Stop Smog" miał miejsce w Skawinie tuż przed wyborami samorządowymi, ale tak naprawdę działanie rozpocznie się dopiero po wejściu w życie nowelizacji ustawy o wspieraniu termomodernizacji i remontów oraz niektórych innych ustaw. Podstawową wadą jest jednak to, że rząd przeznacza na program niewielkie środki. Na pierwsze dwa lata przewidziano 180 mln zł, co gdyby pieniądze podzielić równo, oznaczałoby niespełna 6 mln zł dla każdej z gmin. W kolejnych latach (2021- 24) przewidziano 703,2 mln zł- czytamy. Więcej- na trzeciej stronie dodatku.
(Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"- 06.02.2019.).
"DGP" zauważa też: "Rząd przeprasza się z wiatrakami". Resort energii chce znieść zasadę 10H, by farmy wiatrowe mogły powstawać bliżej zabudowań. Zgodę na sąsiedztwo masztu i wirników będą musieli wyrazić jednak sami mieszkańcy. Gdy w 2016 r. posłowie PiS uchwalili tzw. ustawę odległościową, argumentowali, że wyrastające w wielu gminach jak grzyby po deszczu wiatraki często utrudniają życie mieszkańcom i narażają ich na straty zdrowotne, m.in. z powodu ciągłej ekspozycji na hałas wirujących łopat. Dziś chcą wycofać się z restrykcji, które- jak przekonują eksperci z branży- przekreśliły szanse na inwestycje w nowe moce OZE na 99 proc. powierzchni kraju. Zapowiedź zmian w nieopublikowanej jeszcze nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii padła z ust Tomasza Dąbrowskiego, wiceszefa resortu energii. Podczas ostatniego posiedzenia Sejmu poinformował on, że trwają prace nad przepisami, które zrewidują dotychczasową zasadę 10H. Zgodnie z nią minimalna odległość miedzy elektrownią wiatrową a zabudową mieszkaniową lub obszarem chronionym nie może być niższa niż 10- krotność jej wysokości. W praktyce dla nowych wiatraków, które mają do 200 m ze śmigłem, oznacza to 2 km w linii prostej. Na skutki takiego ograniczenia nie trzeba było długo czekać, bo nowe inwestycje zamarły, a te, które powstały, opierały się na pozwoleniach budowlanych, które udało się zdobyć przed wejściem w życie nowych przepisów. Rząd liczy, że nowe regulacje pozwolą energetyce odnawialnej złapać wreszcie wiatr w żagle. Branża i inwestorzy traktują te zapowiedzi jak jaskółkę nadziei, że rząd zmienia swoje podejście do OZE- czytamy. Więcej- na siódmej stronie głównej wkładki prawnej.
(Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"- 06.02.2019.).
Niżej w "DGP" odnotowano: "Gminy powinny mieć więcej swobody w ustalaniu stawek". Ostatnio resort środowiska wycofał się z pomysłu, by stawki opłat za niesegregowane odpady w każdej gminie były z automatu cztery razy wyższe niż te, które płacą mieszkańcy segregujący. Przekonuje, że wystarczy, aby ci pierwsi płacili dwa razy więcej. Rozmówca "DGP" zauważa: To dobrze, że ministerstwo zrezygnowało ze swojej pierwotnej propozycji i nie chce tak sztywno regulować relacji pomiędzy stawkami opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi. Proponowany pierwotnie przepis uderzyłby bowiem bardzo mocno w osoby zamieszkujące w budynkach wielorodzinnych, w których najtrudniej o prawidłową selektywna zbiórkę. Przewrotnie efekt mógłby być odwrotny od zamierzonego, bo zamiast zbilansować system, rady gmin- chcąc ochronić mieszkających w blokach- z pewnością zaniżałyby stawki podstawowe, tak aby pośrednio obniżyły się opłaty sankcyjne za brak segregacji. Więcej szczegółów- także na siódmej stronie głównej wkładki prawnej.
(Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"- 06.02.2019.).
"Gazeta Wyborcza" przypomina z kolei: "Raty kredytów ponad 51 tys. osób pójdą w górę". Mowa o tych kredytobiorcach, którzy skorzystali z rządowego programu "Rodzina na swoim". W tym roku rząd przestaje im spłacać połowę odsetek. Program "Rodzina na swoim" wystartował w 2006 r., pierwsze kredyty w jego ramach udzielano w 2007 r. Ostatnim rokiem, w którym można było skorzystać ze wsparcia, był 2012. RnS cieszył się dużym zainteresowaniem, szczególnie w ostatnich latach funkcjonowania. Był przeznaczony dla małżeństw oraz osób samotnie wychowujących dzieci i polegał na dopłacaniu przez BGK do rat kredytowych. Przez osiem lat BGK spłacał za kredytobiorców niemal połowę odsetek. Aby otrzymywać dopłaty, wartość nieruchomości nie mogła przekraczać pewnego limitu- zmiennego co pół roku. Był one jednak na tyle wysoki, że bez trudu udawało się nabywcom znaleźć takie lokale. BGK dokładał się do rat kredytowych przez osiem lat. To oznacza, że osoby, które taki kredyt wzięły w 2011 r., w tym roku będą musiały płacić wyższe raty. W takiej sytuacji jest według danych Open Finance, 51 tys. osób. Tyle bowiem kredytobiorców skorzystało z programu RnS w 2011 r. Według analityków, dla przeciętnego kredytobiorcy koniec pomocy BGK w spłacie rat oznacza ich wzrost o 30- 40 proc. Jeśli wziąć pod uwagę, że zaciągnięty osiem lat temu kredyt opiewał na 199,7 tys. zł (taka przeciętną wartość osiągał w 2011 r.), czas jego trwania wyniósł 30 lat, a rodzina kupiła 50- metrowe mieszkanie, to w tym roku rata takiego kredytu wyniesie 967,5 zł. Osiem lat temu wyniosła 720 zł. W okresie trwania programu banki udzieliły 181 tys. 563 kredytów na kwotę ponad 32,9 mld zł- czytamy na 10 stronie "Gazety".
(Źródło: "Gazeta Wyborcza"- 06.02.2019.).
"Kurier Szczeciński" zamieszcza tekst: "Wolno(ś)ć Tomku w swoim domku?". Działalność gospodarcza w budynkach wielorodzinnych zwykle budzi kontrowersje wśród pozostałych mieszkańców. Z różnych powodów. Gdy jedni dostrzegają przede wszystkim aspekt dochodowy, to inni źródło uciążliwości. Zdarzają się też wątpliwości co do profilu działalności prowadzonej przez przedsiębiorcę. Trudno posądzać o uciążliwość biuro podatkowe funkcjonujące w kamienicy. A jednak? Choć to działalność świadczona w ściśle określonych godzinach, a na dodatek cicha, to solą w oku pozostałych lokatorów są samochody, jakimi na teren wspólnoty przy ul. Krzywoustego w Szczecinie docierają klienci biura. Podobny problem, czyli zastawianie podwórka parkującymi autami, dotyczy również jednej ze wspólnot mieszkaniowych przy ul. Niepodległości. Zarząd Budynków i Lokali Komunalnych przyznaje, że nie ma przepisów, które ograniczałyby swobodę działalności gospodarczej w budynku wielorodzinnym, np. kamienicy. Dany przedsiębiorca musi oczywiście spełniać prawem określone warunki, dotyczące np. kwestii sanitarnych czy odległości (w przypadku sklepów z alkoholem). Jeśli je spełni, żaden urząd nie ma podstaw zakazać mu prowadzenia jakiegokolwiek profilu działalności tylko z tego powodu, że innym lokatorom to nie odpowiada- czytamy na 12 stronie "Kuriera".
(Źródło: "Kurier Szczeciński"- 06.02.2019.).
"Kurier" informuje też: "Rynek mieszkaniowy. Nadal w fazie wzrostowej". Najnowsze dane GUS za rok 2018 potwierdzają pozytywny trend na rynku mieszkaniowym, choć tempo wzrostu osłabło. Czy to już pierwsze sygnały spowolnienia? Od stycznia do grudnia deweloperzy i inwestorzy indywidualni łącznie oddali do użytku 111,5 tys. mieszkań przeznaczonych na sprzedaż lub wynajem, tym samym śrubując rekord już trzeci rok z rzędu. Tendencja zwyżkowa utrzymuje się mniej więcej od roku 2012, kiedy to Polacy mogli odebrać klucze do 63,5 tys. lokali. Choć nieco ponad pół dekady później wynik ten został niemalże podwojony, tempo wzrostu wydaje się wyraźnie słabnąć. Ciekawych informacji dostarcza rozbicie danych na poszczególne kwartały. Z analizy wynika, że deweloperzy rozpoczęli rok bardziej zachowawczo, aby "rozkręcić się" z podażą w drugiej połowie 2018. Od strony finansowej najwięcej transakcji przeprowadzono z kolei od stycznia do września. Blisko 60 proc. oddanych w Polsce lokali zostało wówczas zakupionych za gotówkę. Według ekspertów, zyski ze sprzedaży poprzednich inwestycji umożliwiły deweloperom uruchomienie nowych projektów. Niemniej zapał budujących mogą hamować rosnące koszty materiałów, ograniczony dostęp do wykonawców oraz kurczący się w miastach zasób gruntów w dobrych lokalizacjach i przystępnych kosztowo. Może się to przekładać na statystyki, dotyczące inwestycji w trakcie realizacji. W ciągu ostatnich 12 miesięcy rozpoczęto budowę 131,6 tys. lokali, na kolejne 159,9 tys. wydano pozwolenia budowlane. Więcej szczegółów- na 15 stronie "Kuriera".
(Źródło: "Kurier Szczeciński"- 06.02.2019.).