Środa, 13 październik 2021

¨Wyroków przybywa, frankowicze górują nad bankami¨
¨Rząd obiecuje, że gminy <>¨
¨Sprzedaż hamuje po rekordach¨
¨Ożywili się najemcy biur w Warszawie¨
¨Lokalne budżety na rządowych sterydach¨
¨Poduszka dla samorządów¨
¨Budowlanka chce lepszej waloryzacji umów¨
¨Nie wszyscy zdążą z wymianą pieca. Posypią się grzywny¨

Więcej poniżej.

¨Rzeczpospolita¨ odnotowuje: ¨Wyroków przybywa, frankowicze górują nad bankami¨. Wrzesień przyniósł rekordową liczbę orzeczeń w sprawach frankowych. Spraw i wyroków jest coraz więcej, pojawiają się obawy o wydolność sądów apelacyjnych. We wrześniu w polskich sądach zapadło 300 wyroków w sprawach dotyczących hipotek frankowych- wynika z danych Votum Robin Lawyers reprezentującej kredytobiorców. To nowy rekord (dotychczasowy to 260 z lipca) i znacznie więcej niż 100 wyroków z sierpnia. Votum zastrzega, że prawdopodobnie wyroków było nieco więcej, ale nie ma bazy danych zawierającej wszystkie orzeczenia. Wrześniowy wskaźnik wygranych klientów to ok. 92 proc. Sądy najczęściej stwierdzają nieważność umowy (95 proc. takich przypadków), pozostałe to tzw. odfrankowienie (utrzymanie umowy i przewalutowanie po kursie z dnia zaciągnięcia z zachowaniem stawki LIBOR). Trend w tym zakresie pogłębia się od kilku miesięcy i odfrankowienia są coraz rzadsze. Zdecydowana większość orzeczeń jest nieprawomocna. We wrześniu prawomocnych było 30 wyroków (tylko jeden niekorzystny dla kredytobiorców), w ostatnich miesiącach takich orzeczeń przybywa. Wyraźnie zatem widać, że w sądach powszechnych ukształtowała się w miarę jednolita linia orzecznicza, skutkująca stwierdzeniem nieważności umów kredytowych. Opierając się na danych Związku Banków Polskich można szacować, że teraz w sądach toczy się 70 tys. spraw. ZBP podał, że w lipcu 90 proc. wyroków było korzystnych dla kredytobiorców. Generalnie strony w sporach sądowych decydują się na apelację w 20 proc. spraw. Tymczasem we frankowych banki po porażce w I instancji w ponad 90 proc. spraw składają apelację. Taka sytuacja w obliczu coraz większej liczby nowych pozwów i wyroków w sprawach frankowych grozi paraliżem sądów apelacyjnych- czytamy. Więcej- na 17 stronie części ekonomicznej głównego wydania.

(Źródło: ¨Rzeczpospolita¨– 13.10.2021.).

¨Rz¨ zauważa w innym miejscu: ¨Rząd obiecuje, że gminy <<nie stracą na Polskim Ładzie>>¨. Choć lokalne budżety niewątpliwie będą dostawać mniej z PIT przez podatkową reformę, rząd PiS deklaruje, że pokryje wszystkie ubytki. Na środę samorządy zapowiedziały specjalne spotkanie w Warszawie, gdzie chcą przekonywać Polaków, iż Polski Ład oznacza niekorzystne dla wszystkich zmiany. Jego skutkiem ma być bowiem odebranie mieszkańcom gmin i miast aż 145 mld zł w ciągu najbliższej dekady. Niejako w odpowiedzi na samorządową akcję Ministerstwo Finansów przekonywało we wtorek, że lokalne budżety w ogóle nie stracą na Polskim Ładzie. Jak podkreślał minister finansów, ¨żadna jednostka samorządowa od 2022 r. nie będzie miała mniejszych dochodów, niż prognozowała przed Polskim Ładem¨. Resort finansów zaznacza, że ten cel zostanie osiągnięty dzięki nowym rozwiązaniom przewidzianym w projekcie odpowiedniej ustawy, nad którą pracuje Sejm. Wśród kilku zmian najistotniejsze jest przekazanie jeszcze w tym roku wszystkim samorządom 8 mld zł tzw. subwencji rekompensującej i 4 mld zł wybranym gminom na inwestycje wodno- kanalizacyjne. Według wyliczeń MF w 2022 r. łączne dochody wszystkich JST z PIT i CIT (łącznie z 8 mld zł subwencji) będą wyższe o 10,3 proc. od tych prognozowanych przez same JST. Po 2022 r. rekompensaty za ubytki z Polskiego Ładu mają być przekazywane samorządom na nowych zasadach- jeśli dochody z PIT i CIT w danym roku spadną poniżej ustalonego poziomu, samorządy otrzymają dodatkowe pieniądze jako subwencję rozwojową. Więcej szczegółów- na 18 stronie części ekonomicznej głównego wydania.

(Źródło: ¨Rzeczpospolita¨– 13.10.2021.).

¨Rz¨ informuje też: ¨Sprzedaż hamuje po rekordach¨. III kwartał przyniósł spadek sprzedaży u większości deweloperów w relacji do niezwykle udanych dwóch wcześniejszych kwartałów. Eksperci tłumaczą, skąd taki obrót spraw. W ciągu pierwszych trzech kwartałów br. 15 deweloperów z rynku kapitałowego znalazło nabywców na 20,4 ty. Umów, o 43 proc. więcej wobec analogicznego okresu osłabionego lockdownem ub.r. W samym III kw. sprzedali 6,66 tys. mieszkań, o 23 proc. więcej niż rok wcześniej, gdy rynek odbudowywał się po wymuszonej administracyjnie przerwie. Okres lipiec- wrzesień wygląda też solidnie względem rozgrzanej I połowy br.: sprzedaż była lekko wyższa niż w I kw. i o 6,6 proc. niższa od wyśmienitego II kw. Jeśli chodzi o wyniki poszczególnych spółek, boom rozkłada się nierównomiernie. Część deweloperów szczyt sprzedaży zanotowała w okresie styczeń- marzec. W II kw. sprzedaż kwartał do kwartału wzrosła o 8 proc. Z wyników części spółek wyraźnie, choć z różną dynamiką, uszło powietrze. Jak to interpretować? Zdaniem ekspertów przede wszystkim kłopotami po stronie podaży, choć pojawiają się symptomy schłodzenia popytu. Sprzedaż wyraźnie wyższa niż przed rokiem była jak najbardziej oczekiwana po części jako efekt niskiej bazy, a spadek w ujęciu kwartał do kwartału jest pokłosiem niewystarczającej podaży. Chętnych bowiem na zakup mieszkań nie brakuje. Coraz bardziej palący jest za to brak mieszkań w ofertach. W górę poszły za to ceny. Na taki stan rzeczy składają się: brak możliwości zaoferowania odpowiedniej liczby mieszkań, a z drugiej strony wysokie zapotrzebowanie. Na to drugie składają się nabywcy indywidualni, ale też zagraniczne fundusze inwestycyjne, które skupują dużą część mieszkań, zanim te trafią na rynek. Na miniony, słabszy kwartał składa się także ograniczony bank ziemi oraz przedłużające się procedury administracyjne. Pewien wpływ na kształtowanie podaży mają również rosnące ceny materiałów budowlanych i problemy z ich dostępnością. Szczegóły- na 20 stronie części ekonomicznej głównego wydania.

(Źródło: ¨Rzeczpospolita¨– 13.10.2021.).

Niżej w ¨Rz¨ czytamy: ¨Ożywili się najemcy biur w Warszawie¨. Coraz więcej firm deklaruje powrót do biur przynajmniej w modelu hybrydowym. W Warszawie w pierwszych trzech kwartałach br. wynajęto ponad 398,1 tys. mkw. biur. To 51,2 proc. średniej rocznej z lat 2015- 2020- podaje firma doradcza Cresa. Tylko w III kw. najemcy wynajęli niemal 149,3 tys. mkw., co oznacza wzrost o 36 proc. w stosunku do analogicznego stanu przed rokiem. Najemcy biur wrócili do rozmów na temat relokacji i renegocjacji. Zauważono też coraz większe zainteresowanie wdrażaniem rozwiązań w zakresie doskonalenia środowiska pracy i tworzenia optymalnych przestrzeni do spotkań, pracy oraz integracji pracowników. O ożywieniu najemców na warszawskim rynku mówią też eksperci Knight Frank. Podkreślają, że decyzje coraz większej liczby firm, które deklarują powrót do biur przynajmniej w modelu hybrydowym, napawają optymizmem. Mimo pozytywnego trendu, odnotowany od początku roku popyt jest najniższy od dziesięciu lat.. Kolejny kwartał z rzędu zarejestrowano bardzo duży udział renegocjacji umów najmu w puli wynajętej powierzchni (ok. 41 proc.). Zasoby powierzchni biurowej w Warszawie na koniec III kw. to niespełna 6,2 mln mkw. Cresa podaje, że w ciągu roku wzrosły o 5,8 proc. Całkowita podaż nowej powierzchni biurowej od stycznia do września to 293,3 tys. mkw. Wskaźnik powierzchni niewynajętej na koniec III kw. to 12,5 proc. Nie zmienił się w porównaniu z poprzednimi kwartałami, ale wzrósł o 2,9 pkt proc. rok do roku. Oddawane do użytku kolejne obiekty niespecjalnie zachęcają deweloperów do nowych budów. Według szacunków Knight Frank w stolicy powstaje ok. 353 tys. mkw. biur. To najmniej od dekady. Do końca tego roku na rynek powinno trafić 60 tys. mkw. Jeśli deweloperzy nie przesuną dat otwarcia biurowców, rok 2021 osiągnie drugi (po 2016 r.) najwyższy wynik po stronie podaży w historii warszawskiego rynku biurowego. Jednak obserwując obecną aktywność deweloperów można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że 2022 r. będzie dla odmiany jednym z najsłabszych pod względem poziomu zrealizowanej powierzchni biurowej- czytamy także na 20 stronie części ekonomicznej głównego wydania.

(Źródło: ¨Rzeczpospolita¨– 13.10.2021.).

¨Dziennik Gazeta Prawna¨ odnotowuje bardziej obszernie: ¨Lokalne budżety na rządowych sterydach¨. Rząd będzie dosypywał samorządom nawet kilkanaście miliardów złotych rocznie, by wyrównać straty z szykowanych zmian podatkowych. Taką deklarację złożyli wczoraj minister finansów Tadeusz Kościński i jego zastępca Sebastian Skuza. To ustawowe zobowiązanie stawia dyskusję o skutkach planowanej reformy podatkowej dla JST w innym świetle- komentują samorządowcy. Chodzi o subwencję rozwojową, która ma zrekompensować lokalnym włodarzom ubytki wynikające z Polskiego Ładu. W ramach częściowego wyrównania rząd zapowiedział różne mechanizmy, m.in. jednorazową kroplówkę wielkości 8 mld zł jeszcze w tym roku, wypłatę z wpływów z PIT w równych 12 ratach (z późniejszym wyrównaniem) czy korekty w janosikowym. Do tej palety rozwiązań w 2023 r. dojdzie wspomniana subwencja rozwojowa. W założeniu ma wynosić 3 mld zł (i corocznie się nieco zwiększać). Ale, jak się okazuje, rząd przyjął to jako wartość minimalną. Dzięki mechanizmowi amortyzującemu utratę dochodów z PIT i CIT kwota subwencji mogłaby wzrosnąć nawet do kilkunastu miliardów złotych rocznie. Choć wiceminister Skuza przewiduje, że w praktyce nie powinna być wyższa niż 10- 11 mld zł. Samorządowcy przyznają, że tak jednoznaczne deklaracje ze strony urzędników MF mogą zmienić dotychczasową, dość nerwową atmosferę dyskusji z rządem. Mimo to dziś do Warszawy mają zjechać samorządowcy z całego kraju, by wspólnie zaprotestować przeciwko ¨pełzającej centralizacji oraz szkodliwym dla mieszkańców zmianom w podatkach, które szykuje rząd w tzw. Polskim Ładzie¨- czytamy na pierwszej stronie głównego wydania. ¨DGP¨ wraca do sprawy w kolejnym tekście: ¨Poduszka dla samorządów¨. Rząd liczy, że w ramach nowej subwencji będzie musiał dosypać do lokalnych budżetów nawet 10- 11 mld zł. Sami włodarze szacują, że kwota ta może być trzykrotnie wyższa. W obu przypadkach rekompensata ma iść z państwowej kasy. Więcej szczegółów- na czwartej stronie głównego wydania.

(Źródło: ¨Dziennik Gazeta Prawna¨– 13.10.2021.).

¨DGP¨ informuje też: ¨Budowlanka chce lepszej waloryzacji umów¨. Skok cen materiałów spowodował, że niektóre kontrakty przestają być opłacalne. Potrzebne są efektywniejsze mechanizmy urealnienia wartości umów- mówią eksperci. Przez ostatni rok najbardziej poszybowały w górę ceny stali, której na budowach używa się sporo- choćby do zbrojenia betonu. Niektóre wyroby, np. blacha gorącowalcowana, od początku roku podrożały o 200 proc. Rynek stali ostatnio się ustabilizował. Nadal jednak drożeje ropa, co spowoduje z kolei wzrost cen asfaltu, za który trzeba płacić ok. 30 proc. więcej niż na początku roku. Firmy budowlane coraz głośniej mówią, że do części kontraktów będą musiały dołożyć. Nie jest wykluczone, że w niektórych przypadkach bardziej opłacalne okaże się zerwanie umowy. Punktem wyjścia do podejmowania decyzji o ewentualnych zmianach w umowie ma być uzyskanie pozwolenia na budowę. Szef Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa uważa, że w tym przypadku zastosowanie powinien mieć art. 144 prawa zamówień publicznych. Pozwala zwiększyć wartość zamówienia nawet do 50 proc., jeśli zaistnieją okoliczności, których zamawiający nie był w stanie przewidzieć w chwili zawierania umowy. Jednocześnie PZPB w ostatnich tygodniach walczy o efektywne mechanizmy waloryzacji kontraktów. Wprawdzie w tym roku znowelizowane przepisy pzp wprowadziły obowiązek waloryzacji, ale inwestorzy różnie do tego podchodzą. Branża skarży się, że duża część samorządów nie jest skora do urealnienia wartości umów. W efekcie stosowana przez nie waloryzacja jest tylko pozorna. Przykładowo niektóre z nich ustalają jej limit na poziomie 2 proc.  Branża zaapelowała do Urzędu Zamówień Publicznych i resortu rozwoju o zorganizowanie spotkania z udziałem zamawiających i wykonawców, w ramach którego wypracowane zostałyby standardy w tej kwestii. Więcej szczegółów- na trzeciej stronie głównego wydania.

(Źródło: ¨Dziennik Gazeta Prawna¨– 13.10.2021.).

¨DGP¨ informuje również: ¨Nie wszyscy zdążą z wymianą pieca. Posypią się grzywny¨. Na rynku brakuje pomp ciepła, kotłów. Na realizację zamówienia trzeba czekać nawet kilka miesięcy, a zakazy używania nieekologicznych urządzeń wchodzą w życie w dwóch województwach już z początkiem przyszłego roku. Pierwsze informacje z Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków (CEEB) potwierdzają to, o czym wiadomo od dawna: do ogrzewania domów na masową skalę wykorzystujemy przestarzałe kotły. To m.in. one odpowiadają za szkodliwy smog pojawiający się wraz z pierwszymi przymrozkami. Prawie połowa (49,1 proc.) zarejestrowanych dotąd w bazie źródeł ciepła na paliwa stałe to kotły poniżej trzeciej klasy (lub bez informacji na temat klasy), czyli tzw. kopciuchy. W dodatku w 53,8 proc. przypadków spalany jest w nich węgiel lub paliwa węglopochodne. Proces wymiany starych kotłów jest jednak powolny, mimo zachęt w postaci rządowych programów ¨Czyste powietrze¨ czy ¨Stop smog¨. Przyśpieszyć go mają zakazy, które sukcesywnie zaczną obowiązywać w kolejnych województwach. Pierwsze mają obowiązywać już od 1 stycznia 2022 r. w woj. śląskim i podkarpackim. Od nowego roku nie będzie można stosować w tych regionach kotłów starszych niż 10 lat lub bez tabliczki znamionowej. Ci, którzy na ostatnią chwilę czekali z inwestycją, mogą nie zdążyć. Na rynku brakuje bowiem obecnie kotłów gazowych, pomp ciepła, ale i wysokiej klasy kotłów węglowych. Na pniu schodzi wszystko co trafi na rynek. Mieszkańcy Śląska i Podkarpacia, którym nie udało się do końca roku wymienić kopciucha, muszą liczyć się z karami. W postępowaniu mandatowym jest to kwota do 5 tys. zł, a w postępowaniu sądowym- do 5 tys. zł. A takich osób jest niemało. Przewodniczący Śląskiego Związku Gmin i Powiatów, prezydent Rybnika, przyznaje, że w mieście do wymiany jest ok. 18,5 tys. pieców w domach jednorodzinnych. Do tej pory mieszkańcy pozbyli się ok. 3-  4 tys. źródeł ciepła. Mieszkańcy na wymianę kopciucha mieli pięć lat i już wtedy były dostępne dotacje na ten cel. Obecnie brakuje urządzeń także dlatego, że wiele osób czekało z inwestycją na ostatnią chwilę. Samorządy bardzo też liczą na całościowe dane z CEEB. Z informacji Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego wynika, który prowadzi ten rejestr, wynika, że wpłynęło ponad 340 tys. deklaracji, z czego blisko 160 tys. dotyczyło kotłów na paliwo stałe. Dane z bazy umożliwią gminom wyśledzenie kopciuchów na swoim terenie, skuteczne docieranie do mieszkańców z ofertą wymiany źródła ogrzewania na bardziej ekologiczne, a także kontrole i egzekwowanie przepisów uchwał antysmogowych- czytamy na siódmej stronie głównej wkładki prawnej.

(Źródło: ¨Dziennik Gazeta Prawna¨– 13.10.2021.).

Zobacz również