Poniedziałek, 29 lipiec 2024
Poniedziałkowa „Rzeczpospolita” obwieszcza: „Boomu jednak nie będzie”. Ekonomiści Crédit Agricole BP mocno tną swoje prognozy wzrostu PKB. Będzie to problemem dla ministra finansów? Polska gospodarka wciąż jest na ścieżce wzrostu, ale ożywienie może nie być tak silne, jak się dotychczas spodziewano. W swoim najnowszym scenariuszu makroekonomicznym, który „Rz” opisuje jako pierwsza, Crédit Agricole Bank Polska dokonał mocnej rewizji w dół swoich prognoz. Zdaniem ekonomistów CABP w tym roku PKB może się realnie zwiększyć nie o 2,8 proc., jak wcześniej prognozowali, ale o 2,3 proc. (wobec 0,2 proc. wzrostu w 2023 r.). A w 2025 r. – nie o 4,6 proc., ale „tylko” o 3,5 proc. Średnioterminowe perspektywy makroekonomiczne wyglądają obecnie mniej optymistycznie, szczególnie w kontekście otoczenia zewnętrznego Polski – ocenia zespół ekonomistów Crédit Agricole BP, na czele którego stoi Jakub Borowski. Chodzi tu o niepokojące tendencje w strefie euro, w szczególności w Niemczech. Okazało się bowiem, że lipcowy indeks PMI dla przemysłu strefy euro może zwiastować spadek w niemieckiej gospodarce. A im gorzej zachodnie gospodarki sobie radzą, tym więcej wyzwań dla polskiego eksportu. Do tego w tym roku ważnym czynnikiem hamującym wzrost PKB może być przedłużający się dołek inwestycyjny. Analitycy CABP w tym obszarze również rewidują swoje prognozy na 2024 r. do minus 2 proc. w skali roku. Głównym powodem jest tu utrzymująca się ujemna dynamika inwestycji przedsiębiorstw, przy spadającym stopniu wykorzystania mocy produkcyjnych i pogorszeniu się klimatu inwestycyjnego. Do tego wykorzystanie unijnych funduszy z nowego rozdania nie ruszyło na dobre, a wykorzystanie KPO w realnej gospodarce się opóźnia- czytamy na pierwszej stronie głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 29.07.2024.).
„Rz” informuje też: „Czynsze za biura rosną. Na najemcę czeka się ponad 400 dni”. W pierwszej połowie 2024 roku na rynek trafiło stosunkowo mało nowych biur. Średnie stawki najmu rosną, rośnie też współczynnik biurowych pustostanów. Zasoby biurowe na siedmiu głównych rynkach (Warszawa, Kraków, Wrocław, Trójmiasto, Poznań, Katowice, Łódź) pod koniec pierwszego półrocza przekroczyły 14,3 mln mkw., wynika z analizy platformy REDD. Warszawski rynek z wynikiem 7,4 mln mkw. odpowiada za ponad połowę istniejącej powierzchni biurowej. Na miasta regionalne przypada łącznie 6,9 mln mkw. Największy udział w istniejącej podaży mają biurowce klasy A. Powierzchni w takich budynkach jest na głównych rynkach niemal 10,5 mln mkw., a w obiektach klasy B – ok. 3,7 mln mkw. Jak podaje REDD, w Polsce powstaje obecnie 37 budynków biurowych, które dostarczą niemal 430 tys. mkw. powierzchni. W porównaniu z końcem 2023 r. podaż biur w budowie zmalała o 89 tys. mkw. Oznacza to kontynuację spadkowego trendu: powstaje mniej budynków i mniej powierzchni biurowej. W Warszawie deweloperzy budują ok. 223 tys. mkw. biur. Trójmiasto wzbogaci się o 61,7 tys. mkw. W Poznaniu buduje się 51,3 tys. mkw. biur, w Katowicach – 41,4 tys. mkw., we Wrocławiu – 29,5 tys. mkw. a w Krakowie – ok. 23,8 tys. mkw. Pod koniec pierwszego półrocza średni współczynnik pustostanów na siedmiu głównych rynkach biurowych wyniósł 12,9 proc., podczas gdy w styczniu – 12,76 proc. Jak dalej czytamy, w Warszawie odradza się biurowy Służewiec. Na tę lokalizację firmy patrzą przychylnym okiem, chętnie podpisując tu umowy najmu biur. To efekt bardzo atrakcyjnych stawek, ale też nowej strategii. Deweloperzy wymieniają starą tkankę biurową na mieszkaniową, a więc zmniejsza się podaż. Firmy doradcze i fundusze będące właścicielami biurowców odnawiają części wspólne budynków, uelastyczniają ofertę. Służewiec staje się coraz bardziej różnorodny i atrakcyjny, pojawiają się ścieżki rowerowe, nowa zieleń, remontowane są ulice. Więcej szczegółów- na 22 stronie części ekonomicznej głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 29.07.2024.).
„Życie Regionów”– poniedziałkowy dodatek „Rz” zamieszcza z kolei swój temat numeru: „Mieszkańców interesuje wspólna przestrzeń”. Do końca 2025 r. plany ogólne mają zastąpić gminne studium zagospodarowania przestrzennego. Do tego czasu samorządy mają do wykonania ogromną pracę. I starają się zaangażować w nią mieszkańców. Gminy mają ponad rok na przygotowania, ale wbrew pozorom czasu na sporządzenie planów ogólnych nie zostało zbyt wiele. To ważny dokument, wymagający wiele pracy, a jego ustalenia uwzględniane są przy sporządzaniu planów miejscowych i będą podstawą prawną do wydania decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Dlatego też Kraków do sporządzenia gminnego planu ogólnego przystąpił bardzo szybko – podkreśla Dariusz Nowak, rzecznik krakowskiego magistratu. Również Kielce kończą opracowania uwarunkowań do planu ogólnego. Zbieranie wniosków zakończyło się również m.in. w Łodzi, Bydgoszczy, Lublinie, Opolu i Toruniu. W Gdańsku mieszkańcy składali wnioski od 15 kwietnia do 14 czerwca tego roku, Wrocław zamknie zbieranie wniosków 2 sierpnia, a Szczecin będzie je zbierał do 30 września. Stolica dopiero przygotowuje się do prac nad planem ogólnym. Przykłady gmin, w których zakończyło się składanie wniosków, jasno pokazują, że mieszkańcy są bardzo zainteresowani współtworzeniem planu ogólnego i chcą mieć wpływ na zagospodarowanie gminnych przestrzeni. W Krakowie drogą elektroniczną oraz tradycyjną do urzędu miasta wpłynęło ok. 17 tys. wniosków do planu ogólnego. Postulaty dotyczące zieleni i zachowania ogrodów działkowych stanowią znaczącą część wniosków nie tylko w Krakowie. Np. we Wrocławiu z ok. 700 już złożonych wniosków aż 95 proc. to wnioski z rodzinnych ogrodów działkowych (ROD) o zachowanie zieleni. Również w Toruniu w przeważającej części złożone wnioski dotyczą terenów zielonych. W Łodzi także znacząca część wniosków została złożona przez użytkowników ROD. Wnioskodawcy postulują zachowanie istniejącej funkcji ogrodów działkowych oraz objęcie tych nieruchomości w planie ogólnym strefą zieleni i rekreacji. W Bydgoszczy dominującą tematyką zgłoszonych wniosków była ochrona przyrody, utrzymanie i wyznaczenie nowych terenów zieleni i rekreacji oraz utrzymanie ogrodów działkowych w różnych lokalizacjach na terenie miasta. Podobnie jest w Szczecinie i Gdańsku. Więcej szczegółów- na pierwszej stronie dodatku.
(Źródło: „Rzeczpospolita”- 29.07.2024.).
„Życie Regionów” informuje też: „Intensywne rozmowy rządu z samorządami”. Samorządowcy mają coraz więcej pytań do rządu w sprawie zmian w ich dochodach. Zwracają uwagę na to, że zaproponowany system nie niweluje ubytków z ostatnich lat. Pomiędzy MF a organizacjami samorządowymi trwają rozmowy na temat opublikowanego 15 lipca projektu ustawy o dochodach samorządów lokalnych. Elementem publikacji jest załącznik z szacunkami finansowymi dla każdego samorządu. To na nie czekali samorządowcy. Pojawiły się i lista uwag oraz pytań samorządów znacząco się wydłużyła. Jako pierwszy wypowiedział się prezydent Wrocławia Jacek Sutryk, szef Związku Miast Polskich. W liście do ministra finansów, dziękując za „podjęcie wysiłku naprawy systemu finansów samorządowych po jego stopniowej dewastacji w latach 2019–2023”, napisał: „Już na pierwszy rzut oka widać z załączonej do projektu nowej ustawy OSR, że efekt finansowy nowego systemu dochodów JST jest niewystarczający i nie niweluje ubytków, jakie są rezultatem tzw. polskiego ładu”. Jego zdaniem projekt dyskryminuje miasta na prawach powiatu, „dla których główny dochód własny, jakim staną się teraz wpływy z podatków PIT i CIT, został skalkulowany na poziomie niższym niż suma udziałów gminy i powiatu”. Taką kalkulację określił jako nieporozumienie. Natomiast z analiz ZPP wynika, iż bez potrzeb uzupełniających ok. 120 powiatów w nowym systemie miałoby dochody niższe niż w roku obecnym, a ok. 180 powiatów – niższe niż wynikające z dotychczasowego systemu na rok 2025. Uwagi dotyczą także poziomu ustalania dochodów potrzebnych na sfinansowanie oświaty. Zdaniem samorządowców są zbyt niskie także po zmianach. Niepokoi ich także rządowe zastrzeżenie, iż do dochodów stanowiących podstawę wyliczania udziałów JST nie wlicza się dochodów wolnych (zwolnionych) od podatku. Zastanawiają się także, po co resort wprowadził kategorię „mieszkańca przeliczeniowego”, która może różnić się od liczby faktycznych mieszkańców. Więcej- na trzeciej stronie dodatku.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 29.07.2024.).
„Dziennik Gazeta Prawna” odnotowuje natomiast: „Deweloperski Fundusz Gwarancyjny mniejszy, niż zakładano. Wystarczy na 120 mieszkań”. Kiedy dwa lata temu tworzył się Deweloperski Fundusz Gwarancyjny, prognozy były takie, że co roku będzie zasilany ok. 140 mln zł. Dziś na jego koncie jest ok. 80 mln zł. II kw. tego roku przyniósł spadek sprzedaży mieszkań na najważniejszych rynkach o ok. 23,7 proc. w relacji kwartał do kwartału i 35,8 proc. w ujęciu rocznym. 55 proc. deweloperów spodziewa się gorszych wyników finansowych w tym roku, co potwierdza ankieta Polskiego Związku Firm Deweloperskich. Od 2 lipca wszystkie domy i mieszkania na rynku pierwotnym podlegają ochronie Deweloperskiego Funduszu Gwarancyjnego, na który sprzedający mają obowiązek odprowadzać 0,45 proc. od każdej wpłaty dokonanej przez kupującego. Jak wynika z informacji „DGP”, na funduszu jest dziś niecałe 80 mln zł. To dwa razy więcej niż na koniec I kw. 2024 r., kiedy, według wyliczeń resortu rozwoju, było 40,1 mln zł. To, jak tłumaczą eksperci, zasługa nowych inwestycji. Na koniec 2022 r. DFG było objętych 439 inwestycji, rok później – 3681, na koniec I kw. 2024 r. – 4650, a dziś – 5859. Wzrosła też liczba chronionych umów deweloperskich. W 2022 r. było ich 900, w 2023 r. 26 097, w I kw. 2024 r. – 40 475, a dziś – 53 896.
(Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”– 29.07.2024.).
„DGP” zauważa też: „Sprzedaż mieszkań spowolniła, deweloperzy oferują zachęty”. W ubiegłe wakacje rynek hipoteczny w Polsce był rozgrzany jak piasek na pustyni – ceny mieszkań rosły, a sprzedaż osiągała rekordowe wyniki. Dzisiaj sytuacja wygląda inaczej. Rok temu, w lipcu 2023, rynek hipoteczny był na szczycie. Liczba złożonych wniosków kredytowych oraz podpisanych umów przedwstępnych była imponująca. Dzisiaj widzimy znaczące spowolnienie. Choć liczba wniosków kredytowych jest wciąż wysoka, to jednak daleko jej do statystyk z ubiegłego roku. Program rządowy „Bezpieczny Kredyt” znacznie wpłynął na dynamikę rynku, obecny brak programów rządowych przyczynił się do większej stabilizacji. Pierwsza połowa 2024 roku nadal przynosiła wzrosty cen, choć znacznie wolniejsze niż rok wcześniej. Zwiększona podaż mieszkań – wynikająca z wcześniejszych inwestycji deweloperskich oraz zapowiedzi spadku stóp procentowych – sprawiła, że rynek stał się korzystniejszy dla kupujących. Obecnie można przeprowadzać transakcje spokojniej, a także negocjować ceny oraz dodatkowe bonusy od deweloperów, takie jak garaże czy komórki lokatorskie. Ceny za metr kwadratowy w dużych miastach są wysokie. W Krakowie ceny wynoszą około 13 tysięcy złotych za metr kwadratowy. W Warszawie są one wyższe – nawet do 14,5 tysiąca złotych za metr. Gdańsk ma ceny zbliżone do tych krakowskich. Rynek pierwotny i wtórny są dość zrównoważone pod względem cen, a wiele zależy od standardu wykończenia i lokalizacji nieruchomości. Z dużym zainteresowaniem rynek oczekuje nowego programu rządowego „Kredyt na Start”, który ma ruszyć na początku przyszłego roku. Pomimo wcześniejszych zapowiedzi, program ten nie wystartuje w tym roku, co oznacza, że kupujący muszą jeszcze trochę poczekać. Program ten ma wprowadzić kilka zmian, takich jak zniesienie limitów dochodowych dla rodzin z trójką dzieci oraz wprowadzenie limitu wkładu własnego, co ma zapobiec wzrostom cen nieruchomości- czytamy na łamach „DGP”.
(Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”– 29.07.2024.).