Poniedziałek, 19 sierpnia 2024
Poniedziałkowa „Rzeczpospolita” odnotowuje: „Licytacje komornicze w internecie będą standardem”. Domyślną formą sprzedaży zajętych ruchomości i nieruchomości ma być przetarg online. O licytację stacjonarną wierzyciel będzie musiał zawnioskować. Takie rozwiązania, wedle nieoficjalnych informacji „Rz”, mają znaleźć się w projekcie nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, który przygotowuje Komisja Kodyfikacyjna Prawa Cywilnego. Ostateczne brzmienie przepisów ma być zatwierdzone najpóźniej we wrześniu. W ocenie prezesa Krajowej Rady Komorniczej, plusem e-licytacji jest to, że może wziąć w nich udział znacznie większa liczba uczestników niż w tradycyjnej licytacji publicznej przeprowadzanej w budynku sądu. A to z kolei pozwala uzyskać większe sumy, co jest korzystne tak dla wierzycieli, jak i samych dłużników. W dodatku wyznaczenie e-licytacji trwa szybciej, bo nie trzeba np. czekać na wolną salę w sądzie, co zwłaszcza w dużych miastach trwa miesiącami. Prawo od 2020 r. dopuszcza przeprowadzenie komorniczego internetowego przetargu, wierzyciele muszą jednak o niego sami wystąpić. Zwykle tego nie robią, bo nie wiedzą o takiej możliwości- czytamy na pierwszej stronie dodatku.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 19.08.2024.).
„Prawo co dnia” kontynuuje wątek w tekście: „Komornicze licytacje mogą zniknąć z sal sądowych”. Domyślną formą sprzedaży zajętych ruchomości i nieruchomości ma być internetowy przetarg. Licytacja w tradycyjnej formie, czyli stacjonarna, będzie organizowana tylko na wniosek wierzyciela. Ponad cztery lata funkcjonowania systemu do licytacji elektronicznej w postępowaniach wykonawczych pokazały, że ta forma się sprawdziła. O ile w pierwszych latach liczba użytkowników zarejestrowanych w systemie (mogących brać udział w aukcjach) była stosunkowo niska (7,4 tys. na koniec 2021 r.), o tyle dziś wynosi już ponad 34 tys. Wszystko dlatego, że początkowo w formie elektronicznej można było przeprowadzać tylko licytację ruchomości, a nieruchomości jedynie w trybie uproszczonym (grunty i nieodebrane przez nadzór budowlany budynki). Dzięki późniejszemu poluzowaniu rygorów liczba zainteresowanych e-licytacjami wystrzeliła. Po zmianie przepisów złożenie oferty na pięć minut przed terminem zakończenia aukcji powoduje automatyczne przedłużenie czasu jej trwania o kolejne pięć minut, co zawsze daje szanse uczestnikom na przebijanie ofert. Dzięki temu aukcja nie zawsze musi kończyć się automatycznie o z góry ustalonej porze, lecz dopiero wtedy, gdy ustaną postąpienia. Wcześniej wiele zwycięskich ofert było składanych w ostatnich minutach, a nawet sekundach przed zakończeniem aukcji, przez co pozostali uczestnicy nie mieli szansy na przebicie oferty, a cena uzyskana za sprzedawany składnik majątku nie była najwyższa z możliwych. Dziś tego problemu również nie ma. Tyle tylko, że przeprowadzenie licytacji w formie elektronicznej nie zależy od woli komornika, lecz wierzyciela, który musi o to wystąpić. Dlatego KRK od dłuższego czasu zabiega w Ministerstwie Sprawiedliwości o odwrócenie tej zasady tak, by to e-licytacja była domyślną formą. Wszystko wskazuje na to, że postulaty komorników mogą znaleźć posłuch w Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, która pracuje nad projektem szybkich zmian w kodeksie postępowania cywilnego. Wśród nich zaproponowano m.in. zmianę art. 8792 (dotyczy e-licytacji ruchomości) i 9862 k.p.c. (reguluje e-licytację nieruchomości). Więcej szczegółów- na ósmej stronie głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 19.08.2024.).
„Rz” zauważa w innym miejscu: „Emeryci w sukurs mieszkaniówce”. 2 mld zł zebrane przez fundusz emerytalny będą mnożone przez wspieranie dostępnego cenowo budownictwa? Takie rzeczy w Wielkiej Brytanii. Zaprzęganie prywatnego kapitału do zasypywania luki mieszkaniowej to pomysł nie tylko polskich polityków, którzy chętnie widzieliby w takiej roli przyszłe REIT-y. Wielka Brytania chce zachęcać inwestorów do zaangażowania się w rynek nieruchomości przystępnych cenowo. Na wyspach doszło właśnie do jednej z największych transakcji w sektorze domów ze współdzieloną własnością. Universities Superannuation Scheme, największy w Wielkiej Brytanii prywatny fundusz emerytalny dla pracowników uniwersytetów (zarządza blisko 80 mld GBP, czyli 400 mld zł), kupił właśnie ponad 3 tys. domów ze współdzieloną własnością w 250 lokalizacjach od Sage Homes, dostawcy (registered provider) i właściciela dostępnych cenowo nieruchomości, kontrolowanego przez Blackstone i Regis. Wartość transakcji to 405 mln GBP (2 mld zł) – to jedna z największych transakcji od 1990 r., kiedy utworzono formułę współdzielonej własności. Fundusz Universities Superannuation Scheme kupił domy przez powołaną właśnie spółkę celową Sparrow Shared Ownership, która sama ma status dostawcy i plany rozwoju na tym rynku. Shared ownership to mix biznesu deweloperskiego i PRS. Formuła przewiduje, że konsumenci nabywają na warunkach rynkowych część udziałów w nieruchomości – w zależności od możliwości finansowych (można się przy tym wspierać kredytem hipotecznym) – a za pozostałą część płacą czynsz spółce- -dostawcy. Model umożliwia zwiększanie udziałów. Jak zaznaczył „Financial Times”, komentując transakcję, ta zbiega się z deklaracjami nowego brytyjskiego rządu w sprawie zwiększenia dostępności mieszkań. Możliwości finansowania budownictwa z publicznej kasy są ograniczone, dlatego do inwestycji w sektor mają być zachęcani prywatni gracze. W Polsce trwa właśnie ostry spór o kształt polityki mieszkaniowej. Pilotowany przez ministerstwo rozwoju projekt programu dopłat do kredytów „Na start” jest mocno krytykowany, część koalicjantów (Polska 2050, Lewica) jest zdecydowanie za wspieraniem budownictwa społecznego – resort rozwoju szykuje przepisy i w tej sprawie. Jednym i drugim filarem rząd ma się zająć w najbliższym czasie – intencją jest skierowanie projektów ustaw do Sejmu po wakacjach. Równolegle trwają prace nad projektem ustawy o REIT-ach, czyli spółkach umożliwiających gromadzenie kapitału na inwestycje w nieruchomości na wynajem- odnotowano na 18 stronie części ekonomicznej głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 19.08.2024.).
„Rz” zauważa też: „Czas szalonych podwyżek rynek najmu ma za sobą”. Najemcy mieszkań mają w czym wybierać. Czynsze za lokale są w miarę stabilne, choć mogą krótkoterminowo wzrosnąć w szczycie poszukiwań lokali przez studentów. Temperatura na rynku najmu mieszkań zaczyna rosnąć. Przybywa poszukujących mieszkań, głównie studentów. Z oferty w pierwszej kolejności znikają najatrakcyjniejsze, przeważnie najtańsze oferty. Pozostające na rynku droższe lokale stają się punktem odniesienia dla właścicieli, którzy zaczynają poszukiwanie najemcy. Oczekują podobnych, wyższych stawek. Zainteresowanie droższymi mieszkaniami jest jednak bardzo umiarkowane. Z analiz ofert zamieszczonych w portalu Nieruchomosci- online.pl wynika, że przeciętna stawka najmu jednopokojowych mieszkań w Warszawie w lipcu to 2,8 tys. zł, dwóch pokoi – 4,2 tys. zł. W Gdańsku jest to niespełna 2,5 tys. zł (kawalerki) i niemal 3,3 tys. zł (dwa pokoje), w Krakowie – ponad 2,3 tys. i ponad 3,1 tys. zł, w Poznaniu – 1,9 tys. i ponad 2,6 tys. zł, w Łodzi – niespełna 1,5 tys. i niemal 2,1 tys. zł, odpowiednio. Jak dalej czytamy, na rynek najmu może napłynąć większa fala klientów, którzy skłaniali się do zakupu mieszkania, ale z różnych przyczyn – np. zbyt wysokich cen, braku zdolności kredytowej, niepewności co do zatrudnienia i przyszłych przychodów – odkładają plany. W wielu przypadkach koszt najmu mieszkania jest dziś znacznie niższy niż wysokość raty kredytu. Oszczędność co najmniej kilkuset złotych miesięcznie to ważny argument przy planowaniu domowego budżetu. Część potencjalnych najemców może jednak zrezygnować z najmu (zostając np. w domu rodzinnym) w oczekiwaniu na program dopłat do kredytów „Na start”, oszczędzając na wkład własny czy remont przyszłego lokalu. Powoli, ale konsekwentnie przybywa ofert najmu mieszkań w inwestycjach PRS i prywatnych akademikach. Część klientów zapewne poszuka dachu nad głową wśród lokali z tego segmentu rynku- czytamy na 19 stronie części ekonomicznej głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”- 19.08.2024.).
„Życie Regionów” w poniedziałkowej „Rz” zastanawia się: „W tym tygodniu porozumienie?”. Rząd równocześnie przedstawia różne projekty, osobno o nich rozmawia, tak jakby nie tworzyły spójnej całości. Aż 23 mld zł, a nie 16 mld zł, dostaną w przyszłym roku samorządy lokalne po zmianie ustawy o dochodach. Tyle potrzebnych jest pieniędzy, by zapewnić nowe finansowanie lokalne. Zmiana wynika z tego, jak dowiedzieliśmy się z Ministerstwa Finansów, że wpływy z podatku CIT są znacząco mniejsze, niż zapisano w budżecie na ten rok – wskazał Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich. Nad kształtem przyszłego systemu dochodów samorządowych obradować ma Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego. Spotkanie poprzedziły dwutygodniowe prace specjalnego zespołu rządowo-samorządowego. Osiem organizacji samorządowych wskazało ponad dwa tygodnie temu, że potrzebnych jest przynajmniej 10 mld zł, by zrekompensować tegoroczne konsekwencje rozwiązań Polskiego Ładu w tym roku. Ta kwota ich zdaniem pozwoli uratować większość JST zagrożonych brakiem możliwości realizacji usług publicznych oraz utratą płynności finansowej już w III kw. Szczegóły- na pierwszej stronie dodatku.
(Źródło: „Rzeczpospolita”- 19.08.2024.).
„Dziennik Gazeta Prawna” zauważa z kolei: „Stopy procentowe nie psują hipotek. Pomaga też sytuacja na rynku pracy”. Wysokie stopy procentowe nie doprowadziły do pogorszenia jakości kredytów mieszkaniowych. Banki oszczędzają na rezerwach, ale zapłaciły wcześniej. Pomaga też sytuacja na rynku pracy. Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, który ma pomagać osobom nieradzącym sobie ze spłatą kredytów mieszkaniowych, nadal cieszy się niewielkim zainteresowaniem. Jak wynika z danych przekazanych „DGP” przez zarządzający funduszem Bank Gospodarstwa Krajowego, w pierwszych siedmiu miesiącach tego roku podpisano umowy wsparcia z 2,3 tys. osób (kredytów hipotecznych jest w sumie ok. 2,4 mln), na kwotę 176 mln zł. Rok wcześniej umów było prawie 4,5 tys., a ich łączna wartość wynosiła prawie 300 mln zł.
(Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”– 19.08.2024.).
„DGP” zamieszcza również tekst: „Ile kosztują ogrody działkowe ROD? Takie są warte fortunę”. Ceny rodzinnych ogródków działkowych ROD w Polsce biją rekordy. W miastach, gdzie posiadanie kawałka własnej zieleni staje się luksusem, za działkę trzeba zapłacić nawet kilkaset tysięcy złotych. Choć formalnie nie można ich sprzedać, rosnące zainteresowanie, zwłaszcza wśród mieszkańców dużych aglomeracji, winduje ceny na niebotyczne poziomy. Zgodnie z najnowszym raportem Otodom Analytics „Wakacje na RODOS w cenie” na które powołuje się DGP, odnotowano wyraźny wzrost liczby ogłoszeń dotyczących sprzedaży działek ROD we wszystkich województwach w Polsce. Na rynku można znaleźć działki w cenach zaczynających się od 15 tysięcy złotych, jednak w bardziej atrakcyjnych lokalizacjach ceny mogą osiągać nawet 400 tysięcy złotych. W Warszawie, gdzie zapotrzebowanie na działki ROD jest szczególnie wysokie, średnia cena za metr kwadratowy wynosi 217 zł. W Poznaniu jest to nieco więcej, bo około 244 zł za metr kwadratowy, a w Krakowie średnia cena wynosi 212 zł/mkw.
(Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”– 19.08.2024.).