Piątek, 10 sierpnia 2018

Bliski koniec najsłynniejszej stołecznej samowolki, Rzeczpospolita
Aleja bożodrzewów wygrała z wieżowcem, Rzeczpospolita
Mieszkańcy walczą o lokale z inwestorami, Rzeczpospolita
Niechlujne prawo utrudnia sprzedaż mieszkań, Rzeczpospolita
Trudno rządzić we wspólnocie, Rzeczpospolita
Lex deweloper nie taki straszny, jak go malują, Rzeczpospolita
100 lat niepodległości: mieszkamy wygodniej, ale…, Gazeta Wyborcza
Ożywienie czy chaos?, Kurier Szczeciński

Więcej poniżej.

 

"Prawo co dnia" w piątkowej "Rzeczpospolitej" odnotowuje: "Bliski koniec najsłynniejszej stołecznej samowolki". Właściciel Czarnego Kota korzysta z niego latami, a nadzór niewiele może z tym zrobić. Po wieloletnich bataliach sądowych hotel Czarny Kot w Warszawie prawdopodobnie w końcu zostanie rozebrany. Ta budowlana samowolka ma już ponad 20 lat. Takich czarnych kotów jest w kraju znacznie więcej. W Poznaniu są to budki z kurczakami z rożna i góralskimi skarpetami, a na Kaszubach- zamek w Łapicach. Sprawy samowoli budowlanych ciągną się latami. Inwestorzy wykorzystują wszelkie kruczki prawne, by nie dopuścić do rozbiórki. Zwykle im się to udaje. Ze statystyk Głównego Nadzoru Budowlanego wynika, że w 2017 r. wydano 4249 nakazów rozbiórki, a udało się do niej doprowadzić w 2592 przypadkach. Zalegalizowano zaś 320 samowoli budowlanych. Dwa lata wcześniej było niewiele lepiej. Według prawników przewlekanie postępowań w nieskończoność jest bardzo proste, a sposobności do odwoływania się- naprawdę wiele. Wykonanie nakazu rozbiórki to rzadkość. Patent jest prosty. Najpierw inwestor udaje, że jest zainteresowany legalizacją samowoli budowlanej. W ramach tego postępowania przygotowuje niezbędną dokumentację, w tym projekt budowlany zamienny. Czynnie uczestniczy również w postępowaniu administracyjnym i robi wszystko, aby je maksymalnie wydłużyć. Kiedy nadzór ustali wysokość opłaty legalizacyjnej, kwestionuje tę kwotę w postępowaniu odwoławczym. Po uprawomocnieniu się postanowienia w sprawie o ustalenia opłaty legalizacyjnej i jej nieopłaceniu, nadzór wydaje nakaz rozbiórki. Wtedy otwierają się możliwości kwestionowania nakazu rozbiórki- zarówno w postępowaniu administracyjnym, jak i sądowym- czytamy. Więcej szczegółów- na 11 stronie głównego wydania.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 10.08.2018.).

 

"Prawo co dnia" informuje też: "Aleja bożodrzewów wygrała z wieżowcem". Chronione mogą być nie tylko pojedyncze drzewa, ale i obszar, na którym się one znajdują. Ten pomnik to aleja 23 bożodrzewów gruczołkowatych w śródmieściu Warszawy. Drzewa są podobno darem ambasadora chińskiego dla Warszawy. W Chinach uważa się, że zapewniają szczęście i powodzenie. W Warszawie cała ich grupa, rosnąca na terenie dawnego getta, została uznana za pomnik przyrody w uchwale Rady m.st. Warszawy z 9 lipca 2015 r. Rok później zarząd dzielnicy Śródmieście ustalił dla spółki z o.o. warunki zabudowy dla mającego powstać w pobliżu alei bożodrzewów siedmiopiętrowego budynku mieszkalnego. Odwołanie od tej decyzji wniosły aż cztery wspólnoty mieszkaniowe. Wysunęły wiele zarzutów, w tym m.in., że inwestycja zagrozi pomnikowi przyrody. Samorządowe Kolegium Odwoławcze utrzymało jednak w mocy decyzję zarządu dzielnicy. Sprawę dotarła do NSA, którzy przyznał rację mieszkańcom. Stwierdził, że z przepisów ustawy o ochronie przyrody wyraźnie wynika, iż przedmiotem ochrony objętej formą pomnika przyrody może być nie tylko obiekt przyrodniczy, lecz także obszar, obejmujący pojedynczy obiekt lub skupisko obiektów. Zgodnie z uchwałą Rady m.st. Warszawy pomnik przyrody obejmujący grupę 23 drzew ma charakter obszarowy, nazwany "aleją drzew". W tego rodzaju zbiorowych pomnikach przyrody obszar jest integralną częścią tej formy ochrony. Projekt decyzji ustalającej warunki zabudowy dla terenu obejmującego ten obszar podlega obowiązkowi uzgodnienia z właściwym RDOŚ- odnotowano na 12 stronie głównego wydania.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 10.08.2018.).

 

"Rz" w dodatku "Nieruchomości Komercyjne i Mieszkaniowe" informuje natomiast: "Mieszkańcy walczą o lokale z inwestorami". Rynek mieszkaniowy podbijają inwestorzy skupujący lokale na wynajem. Jak wynika z analiz portalu Domiporta.pl i Home Broker, średnia rentowność lokali na wynajem w największych miastach to 5,35 proc. rocznie. Najwięcej, bo 6,81 proc. można zarobić w Gdańsku. W Warszawie jest to 5,63 proc., we Wrocławiu- 5,33 proc., a w Krakowie- 4,86 proc. Zaostrzone apetyty inwestorów starają się zaspokoić deweloperzy. Budują kolejne bloki z dobrymi adresami i takimi udogodnieniami, jak przechowalnie bagażu i recepcje. Z badań wynika, że mniej więcej co trzecie mieszkanie z oferty najbardziej liczących się deweloperów jest kupowane w celach inwestycyjnych. Są osiedla, gdzie inwestorzy kupują kilka- kilkanaście procent oferowanych lokali, ale są i takie, gdzie udział ten przekracza 50 proc. W przypadku najbardziej atrakcyjnych osiedli z punktu widzenia inwestorów, kupujący mieszkania dla siebie nie mają komfortowych warunków wyboru. Istnieje coś w rodzaju wyścigu z inwestorami. Chcąc kupić lokal na własne potrzeby, nie można sobie pozwolić na długie poszukiwania. Zalew rynku przez mieszkania na wynajem oznacza, że budynek może zamienić się w hotel. Wybierając nowe mieszkanie od dewelopera nabywca nie jest w stanie przewidzieć, kto i w jakim celu kupuje sąsiedni lokal. Nie wiemy zatem, ilu będzie mieszkało właścicieli, a ilu najemców. Obie grupy poszukują tego samego: jak najlepszej nieruchomości w jak najlepszej lokalizacji, po jak najkorzystniejszej cenie. Więcej szczegółów- na pierwszej stronie dodatku.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 10.08.2018.).

 

"Nieruchomości…" zauważają też: "Niechlujne prawo utrudnia sprzedaż mieszkań". Łatanie dziur czasami ma skutki uboczne. Tak było i w tym wypadku. Dzięki nowemu prawu deweloperzy nie przerobią już domu na blok. Ale przy okazji utrudniono też obrót lokalami. Rok temu skutecznie ukrócono proceder budowy bloków wśród willi. Przy okazji popełniono jednak błąd, którego nie dość, że do tej pory nie udało się usunąć, to jeszcze przy okazji "wyprodukowano" kolejne. Chodzi o art. 2 ustawy o własności lokali (uwl). Rok temu zmieniono jego treść. Pojawił się w nim nowy ustęp 1a. Zgodnie z nim, zanim notariusz przygotuje umowę przenoszącą własność lokalu, bada się, czy ustanowienie odrębnej własności jest zgodne z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. A gdy go nie ma, trzeba sprawdzić zgodność inwestycji z warunkami zabudowy albo pozwoleniem na budowę (zgłoszeniem) i na użytkowanie. Z przepisu nie wynikało wprost, kto ma badać samodzielność lokalu: notariusz czy starosta? Przez takie, a nie inne brzmienie przepisu zaczął kuleć obrót lokalami, które nie mają zachowanej dokumentacji budowlanej. Posłowie przygotowali kolejną nowelę ustawy. Powinna wejść w życie na przełomie sierpnia i września. Nowela przewiduje, ze to starosta będzie badał, czy lokal spełnia przesłanki z art. 2 ust. 1a ustawy o własności lokali czy też nie. Nowe przepisy przewidują również rozwiązania dotyczące starszych budynków. Zgodnie z nią wymogi z art. 2 ust. 1a nie mają zastosowania do mieszkań w budynkach wybudowanych na podstawie pozwoleń na budowę sprzed 1 stycznia 1995 r. lub gdy budynek istniał już przed tą datą. Nowe przepisy nic jednak nie mówią, co dalej z ważnością zaświadczeń o samodzielności lokali wydanych przed 11 września 2017 r. Tymczasem jest ich bardzo dużo, ponieważ nie mają określonego terminu ważności. Więcej szczegółów- na drugiej stronie dodatku.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 10.08.2018.).

 

"Nieruchomości…" zamieszczają również tekst pod hasłem: "Trudno rządzić we wspólnocie". We wspólnotach mieszkaniowych często rządzą nie właściciele lokali, ale ich pełnomocnicy. Ci ostatni nie zawsze działają na korzyść swoich mocodawców. To jednak niejedyne zarzewie konfliktów we wspólnotach. Wiele złego potrafią również zrobić kiepscy zarządcy. Coraz więcej mieszkań kupuje się w celach czysto inwestycyjnych. Lokale są potem wynajmowane. Właściciele nie robią tego sami, tylko za pośrednictwem, firm. Taka firma dostaje pełnomocnictwo od właściciela mieszkania i robi co chce. Nie jest kompletnie zainteresowana sprawami bieżącymi wspólnoty mieszkaniowej. Cierpią na tym właściciele lokali, którzy mieszkają w budynku na stałe. Bardzo trudno bowiem dobrze zarządzać takim blokiem. A przeprowadzenie remontu czy ustalenie wysokości zaliczek potrafi być nie lada wyzwaniem. Szczegóły- na trzeciej stronie dodatku.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 10.08.2018.).

 

"Nieruchomości…" informują też: "Lex deweloper nie taki straszny, jak go malują". Zdestabilizuje planowanie przestrzenne, sprowadzi konsultacje społeczne do roli listka figowego, sparaliżuje prace gmin. To zarzuty wobec specustawy mieszkaniowej. W ocenie części prawników niekoniecznie celne. Stało się. Mimo apeli organizacji społecznych, środowisk zrzeszających architektów i urbanistów prezydent podpisał ustawę o ułatwieniach w przygotowaniu i budowie osiedli mieszkaniowych oraz inwestycji towarzyszących, powszechnie znaną jako lex deweloper. Akt ten budzi wiele kontrowersji. Pojawiają się głosy krytyczne, mówiące o tym, że ustawa zdezorganizuje ład przestrzenny, przewiduje bowiem jedynie pozorne konsultacje społeczne nad konkretnym projektem inwestycji oraz że termin dla organu wydania decyzji jest rażąco krótki i spowoduje paraliż w radach gmin. W specustawie pojawiło się jednak wiele mechanizmów zapobiegających wykroczeniom przeciwko ładowi przestrzennemu. Gdy inwestycje realizuje się niezależnie od istnienia lub ustaleń miejscowego planu, to i tak inwestycja nie może być sprzeczna ze studium oraz uchwałą o utworzeniu parku kulturowego. W ustawie przewidziane są również ograniczenia co do wysokości wznoszonych budynków i konieczności nawiązywania planowanej inwestycji do istniejącej zabudowy. Więcej- także na trzeciej stronie dodatku.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 10.08.2018.).

 

"Nieruchomości…" także krótko: 59 mkw.- to średni metraż mieszkań kupowanych w Warszawie. Cena transakcyjna mkw. w stolicy wynosi średnio 8,27 tys. zł Najwięcej mieszkań kupujemy w Poznaniu. Przeciętna powierzchnia kupowanych w tym mieście lokali to 71 mkw., a średnia cena 5,9 tys. zł za mkw.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 10.08.2018.).

 

"Gazeta Wyborcza" w dodatku "Dom" zamieszcza obszerny tekst pod hasłem: "100 lat niepodległości: mieszkamy wygodniej, ale…". W Polsce jest niespełna 14,5 mln mieszkań, a ich liczba potroiła się w ciągu ostatnich 100 lat. I choć nasze mieszkania są coraz większe i lepiej wyposażone, to na tle Europy mieszkamy w klitkach- wynika z analizy domiporta.pl. Są jeszcze w Polsce domy bez bieżącej wody. Z okazji 100 lat niepodległości Polski GUS zbadał, jak w tym okresie zmieniły się warunki mieszkaniowe Polaków. Obecna liczba lokali jest trzykrotnie większa niż w 1921 r., a którego pochodzą pierwsze dane. Na terenie II Rzeczpospolitej znajdowało się 4,8 mln lokali. Zdecydowana większość na terenach wiejskich- ponad 3,5 mln. Warto przy tym pamiętać, że 75 proc. ludności mieszkało na wsi. Na terenach miast w 1921 r. znajdowało się jedynie 1,3 mln mieszkań. Według statystyk sporządzonych dziesięć lat później w kraju znajduje się już ponad 6,4 mln lokali. To wzrost o niemal 30 proc w zaledwie 10 lat. W czasach liczonych od końca wojny do upadku komunizmu nastąpił znaczący rozwój mieszkalnictwa w miastach. Jeszcze w 1950 r. było zaledwie 2,7 mln mieszkań w aglomeracjach, by po 48 latach liczba ta urosła do ponad 7 mln. Natomiast liczba lokali na wsi urosła do niewiele ponad 0,5 mln. Powodem tak dużego skoku była centralnie sterowana. Ostatnie trzy dekady przyniosły umocnienie mieszkalnictwa w dużych ośrodkach miejskich. Według danych pod koniec 2017 r. w miastach znajdowało się ponad 10 mln mieszkań, a na wsi zaledwie 4,7 mln. Pomimo tych zmian moda na mieszkanie na wsi częściowo odżywa. W 1990 r. na terenach gmin wiejskich mieszkało 38,2 proc. Polaków, a pod koniec 2017 r. ten udział zwiększył się do 39,9 proc. Według GUS w 2017 r. przeciętne mieszkanie miejskie miało powierzchnię 64,4 mkw., a położone na wsi- 93,5 mkw. Według Eurostatu uśredniona powierzchnia dla całej Polski to 75,2 mkw. Mimo faktu, że mieszkania są większe i wygodniejsze niż 100 lat temu, na tle Europy Polacy mieszkają w klitkach. Mniejsze od nas lokale mają tylko Bułgarzy, Estończycy, Litwini, Łotysze i Rumuni. Na Cyprze, który jest liderem europejskiego rankingu, mieszkania są niemal dwa razy większe niż w Polsce (141mkw.). W Belgii, Holandii czy Danii przeciętne lokum ma ok. 120 mkw. Więcej szczegółów- na pierwszej i drugiej stronie dodatku.

(Źródło: "Gazeta Wyborcza"- 10.08.2018.).

"Kurier Szczeciński" zastanawia się: "Ożywienie czy chaos?". Specustawa mieszkaniowa ma przyczynić się m.in. do uwolnienia wielu terenów inwestycyjnych oraz obniżenia cen mieszkań. Tymczasem w Szczecinie prawie jedna czwarta gruntów miasta jest już zarezerwowana pod nowe domy. Dzięki rządowemu programowi "Mieszkanie Plus" Polacy mają zyskać dostęp do tanich lokali na wynajem. W tym też celu Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju przygotowało projekt ustawy o ułatwieniach w inwestycjach mieszkaniowych, który nie dotyczy tylko taniego budownictwa czynszowego, ale wszystkich mieszkań. Krytycy już nadali pierwszej ustawie negatywnie brzmiące miano "Lex Deweloper", ponieważ zwiększy uprawnienia tej grupy inwestorów. Szczecin bierze udział w rządowym programie. Na razie TBS Prawobrzeże ogłosiło tzw. memorandum inwestycyjne (wstępny biznesplan), na podstawie którego ma zostać utworzona spółka celowa. Zaplanowano już miejsce pod pierwsze domy w ramach programu "Mieszkanie Plus". To inwestycja pod nazwą "Słoneczne Tarasy" przy ulicy Wschodniej i Sąsiedzkiej w Szczecinie. Obecnie TBS Prawobrzeże prowadzi negocjacje z BGK Nieruchomości, który finansuje takie osiedla w kraju. Rozmowy dotyczą sposobu działania przyszłej spółki oraz zasad finansowania inwestycji. Szczegóły- na trzeciej stronie "Kuriera".

(Źródło: "Kurier Szczeciński"- 10.08.2018.).

 

Zobacz również