Czwartek, 31 poniedziałek 2024
Czwartkowa „Rzeczpospolita” odnotowuje: „Mieszkania zamiast 800+”.By rodziło się więcej dzieci, nie trzeba waloryzowanego co roku świadczenia 800+. Jak wynika z sondażu IBRiS, najlepszą zachętą do powiększenia rodziny byłby łatwy dostęp do mieszkań, stabilne zatrudnienie i przyjazny dla kobiet rynek pracy. Świadczenie 800+ nie jest traktowane jako czynnik prodemograficzny ani przez rząd, ani przez Polaków. Zaledwie 12,3 proc. badanych uważa te pieniądze za zachętę do rodzenia dzieci. Są to głównie wyborcy PiS i Konfederacji oraz ankietowani, którzy uważają, że ich sytuacja materialna jest zła- czytamy na pierwszej stronie głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 31.10.2024.).
„Rz” wraca do sprawy w kolejnym tekście: „Młodzi wolą prace i mieszkanie niż świadczenia na dzieci”. Premier Donald Tusk powiedział stanowczo: wsparcie finansowe dla dzieci nie zostanie zlikwidowane. Tusk tłumaczył, że ten program miał wpływ przede wszystkim na ograniczenie ubóstwa wśród dzieci i tylko w niewielkim stopniu przyczynił się do wzrostu dzietności. „Rz” pisała o tym w ubiegłym tygodniu, opierając się na raporcie przygotowanym przez rząd. IBRiS zapytał o to, co mogłoby skłonić Polaków do posiadania dzieci. Najwięcej, bo aż 30,7 proc., respondentów odpowiedziało, że to przede wszystkim łatwiejszy dostęp do mieszkań dla młodych. Uważają tak zarówno wyborcy obozu rządzącego (29 proc.), jak i PiS oraz Konfederacji (30 proc.). Wyborcy niezdecydowani też w większości wskazali na ten czynnik – 39 proc. badanych. Na aspekt mieszkaniowy zwróciło uwagę aż 36 proc. tych respondentów, którzy dzieci nie mają. Można więc przypuszczać, że część z nich nie zdecydowała się na potomstwo właśnie ze względów lokalowych. Więcej szczegółów- na trzeciej stronie głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 31.10.2024.).
„Prawo co dnia” informuje natomiast: „Wakacje składkowe wchodzą w życie”. Osoby prowadzące firmę przez miesiąc w roku nie będą płacić składek do ZUS. Wniosek o ulgę mogą w tym roku złożyć jednak tylko w listopadzie. Przepisy, które regulują tę kwestię, zaczną obowiązywać od 1 listopada br. Ekspert z Federacji Przedsiębiorców Polskich zwraca uwagę, że nowa ulga nie spowoduje radykalnej zmiany na lepsze w przypadku płatników, dla których obciążenia z tytułu składek są nadmierne. Nie sprawi ona, że prowadzenie biznesu nagle stanie się dla nich opłacalne, jeżeli do tej pory nie było. Z drugiej strony, jak zaznacza, po zwolnienie sięgną też ci, których sytuacja finansowa jest dobra i taki instrument wsparcia nie był niezbędny. To pokazuje, że można byłoby efektywniej wesprzeć przedsiębiorców aniżeli przez tego rodzaju działania – dodaje. Więcej- na 11 stronie głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 31.10.2024.).
„Rz” zauważa w innym miejscu: „Rząd winduje deficyt. Co się za tym kryje?”. Dziura w kasie państwa ma jeszcze w 2024 r. poszybować do 240 mld zł. W krótkim okresie może to być ruch odciążający przyszłoroczny budżet. Ale czy rząd w ogóle myśli o zacieśnieniu fiskalnym? Zgodnie z projektem przyjętym przez Radę Ministrów we wtorek wieczorem, limit dla deficytu w budżecie państwa na ten rok zwiększono o 56,3 mld zł do 240,3 mld zł. Minister finansów Andrzej Domański wyjaśniał, że zmiany są konieczne, bo dochody budżetowe rosną znacznie gorzej, niż założony plan w ustawie budżetowej. Łącznie z różnych źródeł (w tym z wpływów podatkowych, ale też np. ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2) zabraknąć może aż 56,3 mld zł. Ich plan w nowelizacji zmniejszono więc z 682 mld zł do 626 mld zł. Nowelizacja nie przewiduje żadnych zmian kwoty wydatków – mają one wynosić 866 mld zł. Co oznacza – jak podkreślał premier Donald Tusk – że nie będzie tu żadnych cięć. Samej nowelizacji ekonomiści i rynki się spodziewali, bo o problemach z dochodami państwa wiadomo już od jakiegoś czasu. Ale mocno zaskakująca okazała się skala wzrostu deficytu – ma być on dokładnie równy ubytkom we dochodach, skowo po stronie wydatków nie przewidziano żadnych dostosowań- odnotowano. Szczegóły- na 13 stronie części ekonomicznej głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 31.10.2024.).
„Dziennik Gazeta Prawna” informuje z kolei: „Tylko nieliczne postanowienia mogą być teraz podważane”. Naczelny Sąd Administracyjny oszczędził Krajowej Administracji Skarbowej niewyobrażalnego chaosu, jaki wiązałby się ze stwierdzeniem nieważności 1 tys. postanowień o nadaniu decyzji rygoru natychmiastowej wykonalności. Ale niewielki ich procent może być jednak kwestionowany. Chodzi o skutki uchwały z 28 października br. Sąd zdecydował, że skarbówka nie musi oddawać podatnikom pieniędzy zajętych na podstawie postanowień podpisanych przez naczelników urzędów skarbowych. Postanowienia były i są ważne, fiskus ściągnął pieniądze zgodnie z prawem. Tym samym skutecznie zapobiegł on przedawnieniu części zobowiązań podatkowych.
(Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”– 31.10.2024.).
„Głos Szczeciński” odnotowuje: „Ceny mieszkań w Szczecinie wzrosły o 10 proc. w ciągu roku. Ile teraz kosztuje własne M?”. Choć przez ostatni rok mieszkania w Szczecinie zdrożały i to aż o 10 procent, to w stosunku do sierpnia są tańsze, ale jedynie o 1 proc. Przeciętna cena małego mieszkania w Szczecinie (o powierzchni około 30 metrów kwadratowych) wynosi 340 tys. zł. To o 1 procent drożej niż miesiąc temu. Z kolei mieszkanie tzw. średnie, czyli o powierzchni około 50 metrów kwadratowych kosztuje średnio 510 tys. zł. I właśnie takie mieszkania staniały najbardziej, bo o 2 proc. Natomiast za mieszkanie tzw. duże, o powierzchni około 70 metrów kwadratowych trzeba w Szczecinie zapłacić 646 tys. zł. To o 2 proc. więcej niż miesiąc temu. Na rynku nieruchomości mamy teraz do czynienia z dość dziwną sytuacją. Z raportu Expandera i Rentier.io wynika, że w ogłoszeniach sprzedaży wciąż przeważają wzrosty cen. Jednak ci, którzy obecnie kupują na rynku wtórnym, nierzadko mogą wynegocjować nawet ponad 10 proc. obniżki od ceny ofertowej. Z kolei deweloperzy cen nie obniżają, ale chętnie dodają komórki lokatorskie lub miejsca garażowe „w gratisie”. Ceny mieszkań w całym kraju właściwie wzrosły, ale przeciętne zmiany kwartalne są stosunkowo niewielkie. Dla dużych mieszkań był to wzrost o 1,55 proc., dla średnich o 2,42 proc., a dla małych o 2,24 proc. Duże wrażenie wciąż robią zmiany roczne. Małe i średnie mieszkania są średnio o 15 proc. droższe niż przed rokiem, a duże o 13 proc. Można więc odnieść wrażenie, że rynek nieruchomości jest w doskonałej kondycji. To jednak tylko iluzja. Ograniczony jest zarówno popyt inwestycyjny jak i ze strony osób kupujących mieszkania dla siebie. Inwestorzy stracili nadzieję na dalsze mocne wzrosty cen mieszkań w najbliższym czasie. Z kolei same zyski z wynajmu, w przypadku nowo kupowanych mieszkań, zwykle są zbliżone lub nawet niższe niż na lokatach bankowych czy obligacjach skarbowych. Z kolei popyt na mieszkania kupowane dla siebie ograniczają wysokie ceny mieszkań oraz wciąż wysokie stopy procentowe. Te ostatnie powodują, że raty kredytowe są wysokie, a dostępna kwota kredytu dość niska w porównaniu z cenami mieszkań. Sytuację nieco ratuje fakt, że znacząco rosną wynagrodzenia. Nie wszyscy mogli jednak liczyć na dużą podwyżkę. Dlatego wiele osób obawia się wysokich rat i czeka na moment, gdy stopy procentowe spadną, a kredyty staną się tańsze i łatwiej dostępne- czytamy na łamach „Głosu”.
(Źródło: „Głos Szczeciński”– 31.10.2024.).