Czwartek, 22 luty 2024
„Prawo co dnia” w czwartkowej „Rzeczpospolitej” zamieszcza tekst: „Jak rozliczyć mieszkanie kupione na nazwisko konkubiny”. Sąd Najwyższy ma rozstrzygnąć, czy świadczenia finansowe między konkubentami rozliczać według cen nominalnych czy zwaloryzowanych. Sąd Okręgowy w Gorzowie Wielkopolskim zasądził na wniosek byłego konkubenta od jego byłej konkubiny 97 tys. zł z rozliczenia majątkowego ich 27-letniego związku. Sąd Apelacyjny w Szczecinie zmniejszył tę kwotę do 40 tys. zł, bo przyjął inną zasadę rozliczania konkubentów po rozstaniu. Jak ustaliły SO i SA w 2002 r., powód przekazał swojej partnerce (pozwanej) 32 tys. zł na zakup mieszkania z garażem, a w 2009 r. 8 tys. zł na zakup drugiego garażu. Celem tych przysporzeń było zaspokojenie potrzeb ich wspólnoty konkubenckiej, a nie interesu indywidualnego pozwanej. Nie były to więc darowizny, bo oboje mieli wtedy wolę kontynuowania wspólnego pożycia przez wiele lat. Mężczyzna nie występował w umowach zakupu tych lokali, choć jego wkład finansowy wynosił 40 i 100 proc. Wolą konkubenta było zabezpieczenie rodziny, którą tworzył z konkubiną. Sąd Okręgowy uznał, że skoro strony zakończyły swój związek, to cel świadczeń nie jest już możliwy do osiągnięcia i żądanie powoda ma podstawę w art. 405 kodeksu cywilnego, czyli na podstawie przepisów o bezpodstawnym wzbogaceniu, a termin przedawnienia roszczenia w takim wypadku zaczyna biec w momencie ustania konkubinatu. Uwzględniając aktualną wartość nieruchomości, oszacowaną przez biegłego, SO przyjął, że roszczenie powoda co do 97 tys. zł jest zasadne. Sąd Apelacyjny, podzielając ustalenia faktyczne, był z kolei zdania, że takie roszczenie mogłoby być waloryzowane tylko wtedy, gdyby powód o to wystąpił, a on tego nie uczynił, więc zmniejszył mu zasądzoną kwotę do 40 tys. zł. Więcej szczegółów- na 13 stronie głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 22.02.2024.).
„Prawo co dnia” przypomina w innym miejscu: „Nie sprzedasz lokalu bez glejtu od fiskusa”. Jeśli chcemy sprzedać bądź darować odziedziczone mieszkanie, musimy przedstawić u notariusza zaświadczenie o załatwieniu spraw związanych z podatkiem od spadku. Najbliższa rodzina nie płaci podatku od otrzymanych w spadku rzeczy, np. mieszkania. Pod warunkiem zgłoszenia go fiskusowi. Takie zgłoszenie to jednak nie koniec kontaktów ze skarbówką. Jeśli bowiem chcemy sprzedać odziedziczony lokal, musimy mieć od niej dodatkowe zaświadczenie. Z pytaniem w tej sprawie zwrócił się jeden z czytelników. Trzy lata temu zmarła jego matka. Zostawiła po sobie mieszkanie. Spadkobierców jest czworo: mąż zmarłej (czyli ojciec czytelnika) i trójka dzieci. Chcą sprzedać mieszkanie. Okazuje się jednak, że nie zrobią tego bez zaświadczenia od fiskusa. – To prawda, spadkobierca, który chce sprzedać albo darować odziedziczoną nieruchomość, musi przedstawić u notariusza zaświadczenie z urzędu skarbowego. Bez tego nie dojdzie do transakcji. O tym obowiązku stanowi art. 19 ust. 6 ustawy o podatku od spadków i darowizn. Wynika z niego, że jeśli przedmiotem aktu notarialnego ma być zbycie rzeczy lub praw majątkowych uzyskanych m.in. tytułem spadku, notariusz może dokonać tej czynności tylko po przedstawieniu zaświadczenia wydanego przez naczelnika urzędu skarbowego. Powinno potwierdzać, że spadek jest zwolniony z podatku, należny podatek został zapłacony albo zobowiązanie podatkowe wygasło wskutek przedawnienia. Takie zaświadczenie muszą przedstawić wszyscy współwłaściciele zbywanego mieszkania, którzy otrzymali je w spadku albo w inny wymieniony we wspomnianym przepisie sposób, np. w darowiźnie- czytamy na 14 stronie głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 22.02.2024.).
„Rz” informuje też: „Producenci mebli wciąż wypatrują światła w tunelu”. Miniony rok był dla meblowej branży najsłabszy od dwóch dekad. Mimo to, z przychodami 94 mld zł, udało się nam utrzymać pozycję lidera produkcji w Europie. Polscy producenci obronili też w 2023 r. miejsce nr 2, po Chinach, w globalnym eksporcie domowych sprzętów – twierdzą analitycy Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli. Meblarski przemysł, nie tylko w Polsce, od czasu covidowej pandemii hamuje, a w ostatnich kilkunastu miesiącach do kiepskiej koniunktury przyczyniły się wyraźne spadki sprzedaży – od kilku do nawet kilkunastu procent w zależności od segmentu. Maria Florczuk, prezeska giełdowej spółki Fabryki Mebli Forte, ocenia spadki sprzedaży w 2023 roku na ponad 20 proc. – w zależności od asortymentu. Rozchwiany, osłabiony spadkami sprzedaży rynek wyposażenia wnętrz nieprędko wróci do równowagi – prognozuje Maria Florczuk. W zeszłym roku wpływ na osłabienie meblowego sektora miała według pani prezes bez wątpienia postawa władzy. – W wyjątkowo trudnym okresie ważna dla gospodarki i budżetu eksportowa branża nie dostała wsparcia rządu. Więcej szczegółów- na 18 stronie części ekonomicznej głównego wydania.
(Źródło: „Rzeczpospolita”– 22.02.2024.).
„Dziennik Gazeta Prawna” odnotowuje natomiast: „Rekordowy wzrost podatku od nieruchomości. Zbliża się pierwszy ważny termin”. W tym roku Polacy staną w obliczu znacznego wzrostu opłat z tytułu podatku od nieruchomości, który podskoczył o około 15 procent w porównaniu z ubiegłym rokiem. Zarówno właściciele nieruchomości mieszkalnych, jak i komercyjnych, muszą przygotować się na wyższe opłaty. O jakie kwoty chodzi? Rekordowe stawki podatku od nieruchomości w roku 2024 są bezpośrednim wynikiem wysokiej inflacji zanotowanej w pierwszej połowie poprzedniego roku – to największy wzrost od 25 lat. Według Ministerstwa Finansów, opierając się na danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), wskaźnik inflacji sięgnął aż 15 procent, co zaowocowało równie znaczącym wzrostem maksymalnych stawek podatkowych. Zgodnie z regulacjami, podatek od nieruchomości jest obowiązkowy dla właścicieli gruntów, budynków lub ich części oraz budowli, lub ich części związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej. Podatek należy zapłacić w ratach w czterech wyznaczonych terminach: do 15 marca, do 15 maja, do 15 września, do 15 listopada. Opłaty podatku od nieruchomości są ustalane indywidualnie przez samorządy lokalne, które jednocześnie są ograniczone maksymalnymi stawkami wyznaczonymi przez Ministra Finansów. Na rok 2024 obowiązują następujące stawki podatku od nieruchomości: 1,15 zł za każdy mkw. rocznie dla lokali mieszkalnych, 33,10 zł za mkw. budynków przeznaczonych na działalność gospodarczą, oraz budynków mieszkalnych i ich części, W praktyce, podwyższenie stawki podatku od nieruchomości do 1,15 zł za metr kwadratowy rocznie dla lokali mieszkalnych oznacza, że dla właścicieli 65-metrowego mieszkania opłata podatkowa wzrośnie z 65 zł obowiązujących w bieżącym roku do 74,75 zł w roku następnym.
(Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”– 22.02.2024.).
„DGP” informuje również: „Zwrot VAT za gaz 2024. Gdzie złożyć wniosek?”. Jak dalej czytamy. Wnioskodawcą musi być ta osoba, która zawarła formalną umowę sprzedaży paliwa gazowego i poniosła koszty zawarte na fakturze, która jest podstawą wypłaty zwrotu podatku. Można się ubiegać o refundację, pod warunkiem spełnienia następujących kryteriów dochodowych, które wynoszą 2100 zł dla jednoosobowego gospodarstwa domowego i 1500 zł na osobę w przypadku gospodarstwa wieloosobowego. Co ważne, w przypadku złożenia wniosku o refundację w okresie od 1 stycznia 2023 r. do 31 lipca 2023 r. uwzględnia się średni miesięczny dochód gospodarstwa domowego osiągnięty w 2021 r. Z kolei w przypadku wniosku o refundację za okres od 1 sierpnia 2023 r. do 30 września 2024 r. uwzględnia się średni miesięczny dochód gospodarstwa domowego osiągnięty w 2022 r. Kolejną niezbędną kwestią formalną jest wpis do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków, dokonany do 21 grudnia 2022 r. lub po tym dniu – w przypadku głównego źródła ogrzewania, które jest wpisane lub zgłoszone po raz pierwszy do CEEB.
(Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”– 22.02.2024.).
„DGP” informuje też: „Opinia rzecznika generalnego TSUE: Prawo unijne nie wskazuje jak należy wyliczyć wysokość obniżki całkowitych kosztów kredytu w przypadku jego wcześniejszej spłaty”. Rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości UE wydał dziś opinię w sprawie C-76/22, toczącej się z udziałem Banku Santander Polska. Według przedstawiciela luksemburskiego trybunału unijne prawo nie określa metod pozwalających na obliczenie wysokości zwrotu opłat należnych klientowi, gdy ten przedterminowo spłaci zaciągnięty przez siebie kredyt. Sprawa, w której wydano opinię, dotyczy klientki polskiego oddziału banku Santander. Kobieta wzięła kredyt na 30 lat na zakup mieszkania. Następnie spłaciła całą pożyczoną sumę już po półtora roku. W związku z tym klientka zażądała od banku zwrotu pobranej uprzednio prowizji, w stopniu wprost proporcjonalnym do przedwcześnie spłaconego kapitału. Bank odmówił, twierdząc, że prowizja jest opłatą jednorazową, pobieraną bez związku z długością planowanej spłaty kredytu. Dodatkowo zastrzeżono, że w przypadku orzeczenia przez sąd konieczności oddania klientce prowizji, powinna ona być liczona w odniesieniu do korzyści, które utracił bank, na skutek wcześniejszej spłaty kredytu i nie pobranych w związku z tym odsetek. Sprawa swój finał znalazła przed Sądem Rejonowym dla Warszawy – Woli, który zadał TSUE pytanie prejudycjalne. Zapytano o to, czy klientowi należy się zwrot prowizji, a jeśli tak – to w jakiej wysokości. W swojej opinii rzecznik generalny TSUE nie odniósł się do kwestii tego, czy klientowi przysługuje zwrot prowizji bankowej pobranej przy uruchomieniu kredytu, zajął się natomiast kwestią obliczania wysokości ewentualnego zwrotu. Jego zdaniem dyrektywa 2014/17 nie precyzuje jaką metodą należy się posłużyć przy obliczaniu obniżki całkowitego kosztu kredytu związanej z wcześniejszą całkowitą spłatą kredytu. Rzecznik odrzucił również pogląd, zgodnie z którym wyliczanie wysokości zwrotu powinno być oparte na zasadzie proporcjonalności, tylko dlatego, że ta metoda jest bardziej zrozumiała dla tzw. przeciętnego konsumenta. Według rzecznika TSUE w tej sytuacji, to polski sąd będzie musiał samodzielnie dokonać wyliczeń w oparciu o inne regulacje niż prawo unijne, które nie daje w tym zakresie żadnych wskazówek.
(Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”– 22.02.2024.).
W „DGP” czytamy również: „Styczniowa promocja WIRON- owych odsetek. Jakie są jej konsekwencje?”. Wskaźnik jest teraz wykorzystywany w znikomym stopniu, dlatego duży spadek nie miał wpływu na sytuację klientów i sektor bankowy. Ale gdy zastąpi WIBOR, może być inaczej. Chociaż ze strony Narodowego Banku Polskiego nie było decyzji o złagodzeniu polityki pieniężnej, przez niemal cały styczeń jednomiesięczna stawka WIRON była obniżona w porównaniu z grudniem o ok. 0,3 pkt proc. Pod koniec ubiegłego miesiąca – jak gdyby nigdy nic – wróciła do poprzedniego poziomu. 29 grudnia ub.r. WIRON1M wynosił 4,92 proc. Następnego dnia roboczego – 2 stycznia – było to już 4,60 proc. W kolejnych dniach stawka podlegała niewielkim wahaniom, spadając nawet poniżej 4,50 proc. 31 stycznia była na poziomie niespełna 4,56 proc. A 1 lutego podskoczyła do prawie 4,88 proc. Później nadal rosła, ale zdecydowanie wolniej. Co to wszystko oznaczało dla przykładowego posiadacza hipoteki z oprocentowaniem uzależnionym od wskaźnika WIRON? Weźmy za przykład 30-letni kredyt o wartości 500 tys. zł z marżą 3 pkt proc. ponad WIRON, którego rata ustalana jest 15. dnia miesiąca. W grudniu rata wynosiła 2649 zł. W styczniu ustalono ją na poziomie 2554 zł. W kolejnym miesiącu było to 2663 zł. Styczniowa „promocja” zostawiła w kieszeni tego jednego kredytobiorcy ok. 100 zł. Nowa stawka dopiero wchodzi do użycia w bankach – zaczynają one udzielać opartych na niej kredytów dla firm i hipotek dla klientów indywidualnych, więc wpływ na życie gospodarcze był niewielki. Ale za kilka lat miesięczny WIRON ma zastąpić najpowszechniejszy dziś wskaźnik WIBOR. Wtedy trwająca prawie miesiąc obniżka oznaczałaby dla banków straty idące w setki milionów złotych. Zastąpienie stawek WIBOR nowym indeksem zapowiedział prawie dwa lata temu ówczesny premier Mateusz Morawiecki. Do wyboru było kilka miar ceny pieniądza. Zdecydowano się na WIRON, czyli na taką, która prócz transakcji międzybankowych uwzględnia też transakcje z największymi klientami korporacyjnymi. WIRON uwzględnia dwa–trzy razy większą kwotę transakcji niż np. wskaźnik WRR. A w tranzycji chodziło o zamianę stawki „nietransakcyjnej” (w domyśle – podatnej na manipulacje) na transakcyjną- odnotowano.
(Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”– 22.02.2024.).
„Gazeta Wyborcza” informuje natomiast: „Fala wygranych spraw sądowych przez frankowiczów. A będzie jeszcze więcej”. Jak wynika z informacji Wyborcza.biz, w ubiegłym roku zapadło 16 438 wyroków w sprawach frankowych, z czego aż 3217 wyroków zakończyło się prawomocnym rozstrzygnięciem sprawy. Wiadomo też już, które banki przegrywają z frankowiczami najczęściej. Teraz będzie jeszcze łatwiej, bo kolejne banki odpuszczają spory o odsetki od kredytów we frankach. Ubiegły rok niezaprzeczalnie pokazuje, że frankowicze są górą, a banki muszą tworzyć kolejne wielkie rezerwy i rezygnować z zysków, które kalkulowali, udzielając kredytów we frankach. Liczby: spośród wszystkich zapadłych wyroków aż 15 965, czyli 97 proc., zapadło na korzyść kredytobiorców. W 424 sprawach wygrały banki, co stanowi 2,5 proc. wszystkich spraw, a w pozostałych skierowano sprawy do ponownego rozstrzygnięcia. Liczba rozstrzygnięć wydanych przez sądy drugiej instancji wzrosła o 106 proc. Zapadło 3217 orzeczeń prawomocnych, z czego 99 proc. zakończyło się korzystnie dla kredytobiorców.
(Źródło: „Gazeta Wyborcza”– 22.02.2024.).