Czwartek, 22 luty 2018

Nie ma komu budować, Rzeczpospolita
Inwestycje gmin w potrzasku, Rzeczpospolita
Ukraińcy nie wystarczą. Trzeba sięgnąć po Azjatów, Dziennik Gazeta Prawna
Smutne życie polskich staruszków, Rzeczpospolita
Dopłata do ogrzania lokali, Rzeczpospolita
SN powie, czy można podważać Bankowy Tytuł Egzekucyjny, Rzeczpospolita
Reprywatyzacja- czas na poważną dyskusję, Rzeczpospolita
Nieaktualne dane mogą być podstawą wymiaru, Dziennik Gazeta Prawna
Ważniejszy wydatek niż akt własności, Dziennik Gazeta Prawna
Skażą Polskę za smog?, Gazeta Wyborcza

Więcej poniżej.

 

Czwartkowa "Rzeczpospolita" odnotowuje na pierwszej stronie głównego wydania: "Nie ma komu budować". Inwestycjom samorządów grozi paraliż. Firmy nie stają do przetargów lub ich oferty są za drogie. Skala nierozstrzygniętych lub odwołanych przetargów zaczyna być coraz większym problemem. Dotyka inwestycji realizowanych zarówno przez duże miasta, jak i małe gminy. Zdarza się, że nikt nie składa ofert albo zgłasza się jeden wykonawca, który proponuje cenę wyższą nawet o 100 proc. od zakładanego kosztorysu. Dlatego gminy muszą wielokrotnie rozpisywać przetargi na nowo, co kosztuje, a wiele jest unieważnianych. Przedstawiciele samorządów nie mają wątpliwości, że głównym powodem takiej sytuacji jest brak ludzi do pracy na budowach. Ale rosną też ceny materiałów. Już pod koniec ubiegłego roku firmy budowlane miały kłopoty z dotrzymaniem terminów z powodu problemów kadrowych. W tym roku jest gorzej. Małe gminy mogą nie poradzić sobie z realizacją projektów, bo niektóre z nich nie są w stanie bardziej się zadłużać. To paradoks przy obecnym wysypie środków z UE- czytamy.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 22.02.2018.).

 

"Rz" wraca do sprawy w kolejnym tekście pod hasłem: "Inwestycje gmin w potrzasku". Z powodu rosnących cen usług los wielu samorządowych projektów jest zagrożony. W najgorszej sytuacji są małe gminy o niewielkich budżetach. Doszło do sytuacji, w której wykonawcy zaczynają przebierać w przetargach. Ze względu na wyższe koszty realizacji inwestycji, wzrost płac oraz cen materiałów starają się omijać skomplikowane inwestycje, w których mogą pojawić się dodatkowe, nieprzewidziane koszty. Samorządy radzą sobie z lawinowym wzrostem cen usług budowlanych na różne sposoby. Aktualizują kosztorysy, w niektórych przypadkach dokładają brakującą kwotę. Jeśli jest to uzasadnione ogłaszają przetarg ponownie, w tej samej lub zmienionej formie. Rozbijają duże przetargi na części, umożliwiając tym samym składanie ofert mniejszym, lokalnym firmom. Zdaniem dyrektora Związku Powiatów Polskich, w wielu przypadkach w przeszłości kosztorysy robót budowlanych były zaniżane. Dlatego nie będzie już można liczyć na oszczędności takie jak kiedyś, gdy wykonawcy realizowali kontrakty nieraz za sporo mniejsze kwoty, niż wynosiła przewidywana wartość inwestycji. Więcej szczegółów- na 22 i 23 stronie części ekonomicznej głównego wydania.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 22.02.2018.).

 

"Dziennik Gazeta Prawna" również zwraca uwagę na problem w tekście: "Ukraińcy nie wystarczą. Trzeba sięgnąć po Azjatów". Brak rąk do pracy tak bardzo doskwiera firmom, że szukają chętnych nawet na drugim krańcu świata. W ubiegłym roku uzyskały zezwolenia wojewodów na pracę dla ponad 24 tys. pracowników z Nepalu, Indii, Bangladeszu, Chin czy Filipin. To dwa i pół raza więcej niż rok wcześniej- wynika z danych resortu pracy. Z Azji przedsiębiorcy ściągają nad Wisłę m.in. spawaczy, ślusarzy, elektryków, murarzy, tapicerów, szwaczki, ale także informatyków. Aby uzyskać zezwolenie, pracodawca musi udowodnić, że nie jest w stanie znaleźć odpowiedniej osoby na lokalnym rynku. Wszystkich tego typu zgód wydano w minionym roku 234 tys.- niemal dwa razy więcej niż rok wcześniej. Najwięcej dotyczyło Ukraińców- czytamy na pierwszej stronie głównego wydania.

(Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"- 22.02.2018.).

 

"Rzeczpospolita" zauważa natomiast: "Smutne życie polskich staruszków". Seniorzy coraz częściej starają się o zamianę mieszkań na mniejsze. Przybywa osób starszych, które trafiają do domów opieki społecznej. Z najnowszego raportu opracowanego przez demografów z Uniwersytetu Łódzkiego wynika, że w 2016 r. przebywało w nich 61,5 tys. osób. Dla porównania w 2014 r. było to 56,6 tys., a w 2012 r.- 53,2 tys. trend ten będzie się utrzymywał. W 2030 r. osób w wieku 60+ będzie ponad 10 milionów, ponad 2 miliony osób będzie po osiemdziesiątce. Demografowie wskazują, że w najbliższych latach zauważalny stanie się także trend zamiany mieszkań przez osoby starsze. Jedno- i dwuosobowe gospodarstwa domowe seniorów w coraz większym stopniu będą zainteresowane dostosowaniem wielkości powierzchni mieszkalnej do swoich możliwości funkcjonalnych, jak np. sprzątanie czy finansowanie nieruchomości. W niektórych miastach już widać ten trend- czytamy na piątej stronie głównego wydania.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 22.02.2018.).

 

"Prawo co dnia" informuje z kolei: "Dopłata do ogrzania lokali". Samorządy wesprą swoich mieszkańców, dofinansowując elektryczne ogrzewanie mieszkań. Dziś miesięczne rachunki za prąd zużyty do ogrzewania mieszkań mogą wynieść nawet kilka tysięcy złotych. Grupa posłów z różnych ugrupowań proponuje więc dopłaty. Do Sejmu wpłynął projekt w tej sprawie. Jest to nowelizacja ustawy o pomocy społecznej. Z dopłat mogą korzystać osoby, których lokale są ogrzewane piecami kaflowymi wyposażonymi w grzałki elektryczne. Rachunki za ogrzewanie takich mieszkań są bardzo wysokie. Problem dotyka głównie lokatorów starych budynków komunalnych położonych w centrach miast. Są to często budynki o niskim standardzie, nieocieplane. Dlatego rachunki za prąd są w nich jeszcze wyższe. Projekt przewiduje, że wsparcia będą udzielać gminy. Dziś nie ma podstawy prawnej, by gminy mogły pomagać finansowo lokatorom, którzy są skazani na tego rodzaju ogrzewanie swoich mieszkań. Polacy wydają na ogrzanie mieszkań w sumie aż jedną dziesiątą budżetu domowego- czytamy na 15 stronie głównego wydania.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 22.02.2018.).

 

"Prawo co dnia" zauważa też: "SN powie, czy można podważać Bankowy Tytuł Egzekucyjny". Sąd pyta, czy ze względu na niekonstytucyjność tej instytucji dłużnik może występować o wznowienie postępowania ws. o nadanie klauzuli wykonalności BTE. Taką kwestię prawną przedłożył Sądowi Najwyższemu stołeczny Sąd Okręgowy. Gdyby było możliwe uchylenie klauzuli wykonalności, to również stare BTE byłyby nieskuteczne. Mimo bowiem zniesienia procedury nadawania BTE przez Trybunał z mocą 1 sierpnia 2016 r. wydane wcześniej BTE, którym nadano ową klauzulę wykonalności, zachowały moc, a na rynku były- i zapewne wciąż są- setki tysięcy wydanych tytułów. Co więcej, wydane BTE są sprzedawane m.in. firmom windykacyjnym, nie mówiąc o tym, że długi często są egzekwowane latami, a nadto dziedziczone. TK uznał przepisy prawa bankowego o BTE za niekonstytucyjne (art. 96 ust. 1 i art. 97 ust. 1), gdyż pozwalając bankom na ich wystawianie (zrównane w mocy z wyrokami), ograniczały kredytobiorcom prawo do sądu i naruszały zasadę równego traktowania. Trybunał odłożył wejście w życie wyroku na rok i cztery miesiące- czytamy na 14 stronie głównego wydania.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 22.02.2018.).

 

"Prawo co dnia" zamieszcza również tekst pod hasłem: "Reprywatyzacja- czas na poważną dyskusję". Współczesne państwo zarabia na krzywdzie dawnych właścicieli, administrując, często nieudolnie, ich dawnym majątkiem. Byli posiadacze są mimowolnym źródłem finansowania nieporadnie rządzonego kraju- pisze prezes Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego. Od dłuższego czasu jesteśmy świadkami wzmożonej debaty publicznej na temat tzw. reprywatyzacji. Rzecz w tym, że nie ma ona wiele wspólnego z rzeczywistym problemem restytucji bezprawnie zagarniętego przez komunistów mienia. Koncentruje się raczej na nieprawidłowościach w Warszawie, pomijając zupełnie kwestię własności i praw prawowitych właścicieli nieruchomości. Dalej czytamy: Przez cały okres III RP pozostające we władaniu państwowej i samorządowej administracji mienie traktowane było jako tanie źródło zasilania budżetu, czy to poprzez jego wyprzedaż, czy też dzierżawę, jak w wypadku ziemi rolnej. Uchwalona w 100- lecie odzyskania przez Polskę niepodległości ustawa reprywatyzacyjna mogłaby się stać symbolem zgody narodowej i odbudowy silnego państwa opartego na fundamencie prawa własności. Stanowiłaby zarazem ostateczne zamknięcie okresu komunistycznego, oferując chociażby częściowe zadośćuczynienie za doznane krzywdy. Kancelaria Prezydenta RP stałaby się miejscem historycznego kompromisu, kończącego tą niechlubną kartę w dziejach Polski, z którą już dawno uporały się inne kraje Europy Środkowo- Wschodniej. Pełny tekst znajdziemy na 19 stronie głównego wydania.

(Źródło: "Rzeczpospolita"- 22.02.2018.).

 

"Dziennik Gazeta Prawna" informuje z kolei: "Nieaktualne dane mogą być podstawą wymiaru". Dopiero gdy dojdzie do zmian w ewidencji, może też zmienić się opodatkowanie gruntów nią objętych. Ale tylko na przyszłość, nie wstecz- orzekł NSA. Sprawa dotyczyła spółki, na wniosek której starosta zmienił w kwietniu 2014 r. zapisy w ewidencji gruntów i budynków. Wskutek czego gruntu, które wcześniej podlegały opodatkowaniu podatkiem od nieruchomości, stały się rolne i leśne. Spółka uzyskała ekspertyzę, z której wynikało, że dotychczasowe wpisy w ewidencji były niezgodne ze stanem rzeczywistym co najmniej od 2009 r. Złożyła więc korekty deklaracji za lata 2009- 2014 wraz z wnioskiem o stwierdzenie nadpłaty za te lata. Prezydent miasta uznał jednak, że nadpłaty nie było. Wskazał, że podstawą wymiaru podatków są dane zawarte w ewidencji gruntów i budynków. Skoro zmieniła się ona dopiero w kwietniu 2014 r. to zmiana ta nie miała wpływu na wysokość podatku za lata 2009- 2014. Potwierdziło to Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Skerniewicach. Tego samego zdania były sądy obu instancji. WSA w Łodzi orzekł, że za okres przed zmianą danych w ewidencji podatnik powinien być opodatkowany na podstawie dotychczasowych danych, nawet jeżeli nie były one zgodne z rzeczywistością. Zgodził się z tym NSA, podkreślając, że organ podatkowy nie może czynić samodzielnych ustaleń. Musi opierać się na zapisach ewidencji. Korzystają one też z domniemania zgodności ze stanem faktycznym. Zmiana może wywołać jedynie skutki na przyszłość- czytamy na drugiej stronie głównej wkładki prawnej.

(Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"- 22.02.2018.).

 

"DGP" informuje też: "Ważniejszy wydatek niż akt własności". Kolejny wyrok NSA potwierdza, że kwoty wpłacone deweloperowi na poczet mieszkania są objęte ulgą w PIT, nawet gdy przeniesienie własności nastąpi z dużym opóźnieniem. Już raz NSA orzekł tak 7 lutego 2018 r. Teraz sprawa dotyczyła podatnika, który w 2012 r. sprzedał odziedziczone mieszkanie. Rok później wydał pieniądze na zakup od dewelopera nowej nieruchomości, tyle że zapłacił w ratach. W umowie deweloperskiej zastrzegł, że wszystkie kwoty wpłaca na poczet ceny nowego lokalu. Umowa przenosząca własność miała być podpisana przed notariuszem dopiero po dwóch latach od sprzedaży poprzedniej nieruchomości. Podatnik uważał, że nie jest to przeszkodą do skorzystania z ulgi w PIT. Dyrektor Izby Skarbowej w Bydgoszczy stwierdził jednak, że ulga przysługuje pod warunkiem, że podatnik w ciągu dwóch lat nie tylko wyda pieniądze na nową nieruchomość, ale i stanie się jej właścicielem. Interpretację tę uchylił WSA w Olsztynie. Orzekł, że ważny jest cel poniesienia wydatków, a nie definitywne przeniesienie własności nieruchomości. Zwrócił uwagę na to, że przepisy o uldze mówią o wydatkowaniu środków na określony cel. A wydatkowanie to również wpłata zaliczki na poczet ceny. Podobnie orzekł NSA, który uznał, że przepis nie uzależnia zwolnienia z PIT od nabycie, ale od ponoszenia wydatków na budowę własnego lokalu mieszkalnego. NSA dodał, że podobnie jest w sytuacji, gdy ktoś buduje dom. Ustawodawca nie uzależnia zwolnienia z PIT od zakończenia budowy- czytamy na trzeciej stronie głównej wkładki prawnej.

(Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"- 22.02.2018.).

 

"Gazeta Wyborcza" zastanawia się z kolei: "Skażą Polskę za smog?". Dziś Trybunał Sprawiedliwości UE w Luksemburgu orzeknie, czy zasmogowana Polska, która nie poprawia jakości powietrza, łamie unijne prawo. Unijna dyrektywa zobowiązująca państwa członkowskie do tego, by walczyły ze smogiem i przestrzegały norm szkodliwego pyłu zawieszonego PM 10, obowiązuje od 2005 r. Polska do dziś unijnych przepisów nie respektuje. Od lat jest w czołówce najbardziej zanieczyszczonych krajów UE, a dopuszczalne średniodobowe normy pyłu, które wynoszą 50 mikrogramów na metr sześcienny, przekracza o kilkaset procent nawet przez 150 dni w roku. Rocznie z powodu zanieczyszczenia powietrza umiera przedwcześnie 48 tys. Polaków. Co więcej, od 2005 r. nasz kraj nie podjął skutecznych działań, które pomogłyby walczyć ze smogiem i obniżyłyby wartość trujących substancji w powietrzu. To właśnie stało się podstawą skierowania przez Komisję Europejską pozwu przeciwko Polsce do TSUE w czerwcu 2016 r. Premier w ubiegłym roku ogłosił 14- punktowy program "Czyste powietrze". Do dziś jednak rząd przyjął tylko jeden punkt: przepisy eliminujące z rynku przestarzałe kotły na węgiel. Z przyjęciem drugiego, najważniejszego przepisu- norm jakości węgla, spóźnia się już ponad rok. Także poprzedni rząd wprowadził tylko dokument- Krajowy Program Ochrony Powietrza. Nie poszły jednak za tym żadne przepisy wykonawcze. Jeśli TS uzna, że Polska narusza unijne prawo, będziemy musieli jak najszybciej wprowadzić działania, które realnie obniżą poziom smogu. Jeśli do nich nie dojdzie, KE może zawnioskować o nałożenie kar finansowych. Mogą być one łączone. Oznacza to, że- jak przewidywała NIK- możemy zapłacić nawet 4 miliardy złotych. Więcej szczegółów- na piątej stronie "Gazety".

(Źródło: "Gazeta Wyborcza"- 22.02.2018.).

 

Zobacz również